wtorek, 31 grudnia 2013

Małe podsumowanie...

Witajcie,

No nie mogę... enty raz rozpoczynam tego posta i za nic mi nie wychodzi - a przynajmniej nie tak, jakbym chciała;) Też tak czasem macie?
Miałam wpleść piękne podziękowanie, w zgrabnie dobrane słowa, a tu nic. Zatem podziękuję najzwyczajniej moim Czytelnikom. Z całego serducha dziękuję, że przeżyliście ze mną ten niespełna rok, bo przygodę z Kosmetyczną Wyspą, rozpoczęłam pod koniec marca. A rozpoczęłam, dość nieoczekiwanie dla samej siebie... Nie zmienia to faktu, że od tego czasu staram się dzielić z Wami swoimi spostrzeżeniami o produktach, które jakże kochamy, a wyczytywać to co Was kręci i fascynuje lub odwrotnie;)
Stało się też coś, co zaskoczyło  mnie samą. Spadło niespodziewanie, omotało i na razie zostało... Otóż, zmieniłam pielęgnację na naturalną, rozpoczęłam własną, mini produkcję kosmetyków, i wiecie co? Jest mi z tym dobrze:) Ale nic z tego, by nie wyszło, gdyby nie Wasza obecność, Wasze słowa, uwagi, blogi, notki, akcje etc.. Cieszę się zatem bardzo, że Was mam, jeszcze nie znudziłam i nie zamęczyłam;) Miniony czas, przyniósł także nową wiedzę o blogosferze, relacjach on-line i tym podobnych doświadczeniach...
I jak zapewne wielu z Was, znalazłam swoich ulubieńców, wśród produktów kosmetycznych. Tych kilka mazideł, zostało moimi pewniakami w 2013 roku i w większości, na stałe zagościło w mojej kosmetyczce...




Niestety, z racji dostępności, nie wszystkie powyższe produkty mam pod ręką, choćby kule Organique, które niedawno obdarzyłam miłością... za to tym bardziej są dla mnie cenne:)

A co Was w tym roku porwało w temacie? Jestem ciekawa, czy znacie coś z tych kosmetyków? Czy któryś z nich, podobnie został Waszym ulubieńcem?

Jako, że lada moment powitamy 2014 rok, życzę Wam szampańskiej, radosnej i dobrej zabawy! A w Nowym Roku samych sukcesów, spełnionych marzeń, nowych wyzwań i drogi wypełnionej cudownymi, przyjaznymi ludźmi:)

pozdrawiam

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Płyn micelarny Made in Home │DIY

Witajcie,

Przyznam szczerze, że mimo, iż sporo kosmetyków "produkowałam" samodzielnie, niewiele mi się udało Wam pokazać. Zaledwie jedno masło, które znajdziecie tutaj. A wytworzyłam wiele więcej, bo i krem, peelingi do ust, do ciała, tonik... Cieszę się, że jeszcze w tym roku pokażę Wam produkt, niezwykle prosty, do samodzielnego przygotowania w domu. Jest to płyn micelarny z zieloną herbatą Made in Home.





Skład:
  • delikatny surfaktant  Sodium Cocoyl Sarcosinate – 3 g
  • hydrolat z zielonej herbaty – 40 g
  • woda demineralizowana - w tym wypadku użyłam hydrolatu lipowego - 49 g
  • proteiny zbożowe – 2 g
  • polysorbate 20 – 3 g
  • ekstrakt z szałwii muszkatołowej – 2 g
  • konserwant – 1 g

Ten konkretny produkt, ukręciłam na bazie, tzw. "gotowca" z e-naturalne - klik. I jest to oczywiście najłatwiejszy, najprostszy i najszybszy sposób, na wykonanie micela w domu.  Sama jestem początkująca i takie rozwiązanie polecam, osobom, które dopiero zaczynają przygodę z kręceniem kosmetyków. W zestawie otrzymałam także: butelkę z atomizerem, plastikową, jednorazową pipetkę, naklejkę i szpatułkę. Istotnym jest, że komplet nie zawiera wody demineralizowanej, czy hydrolatu. Do micela zastosowałam hydrolat lipowy, zamiast wody. Każdy, oczywiście może dowolnie i podług potrzeb własnej cery, dobrać odpowiednie komponenty płynu. Acz do tego potrzebna jest wiedza, której jeszcze niestety nie nabyłam;) Dlatego też, odsyłam do sklepu, jeśli chcecie zapoznać się z działaniem poszczególnych składników micela. Ze swojej strony kierowałam się nawilżającymi  cechami zielonej herbaty i ekstraktu z szałwii muszkatołowej...
Wykonanie jest banalne. Do hydrolatu wlewamy wodę, następnie resztę składników i dokładnie mieszamy - gotowe:) W tym wypadku, otrzymamy 100 ml płynu...
Plastikowa butelka, dołączona do zestawu, nie należy do najtrwalszych. Praktycznie od razu pękła nasadka, a naklejka brzydko się ściera podczas użytkowania. Dla równowagi, jest dobry spryskiwacz, ale moje pojęcie estetyki, zostało delikatnie zachwiane;) Kolejny raz, jeśli takowy będzie, wykorzystam swoje butelki, a zwłaszcza tę po toniku z Orientany - poręczna, dobry atomizer, trwała - to mi wystarczy:)
A przechodząc wreszcie do sedna sprawy, płyn micelarny Made in Home z e-naturalne, jest delikatny, nie podrażnia. Bardzo dobrze radzi sobie z demakijażem twarzy, jak i oczu. Właściwie,  micele używam głównie do zmycia oczu, bo zauważyłam, że twarz i tak, po jego użyciu, wymaga normalnego umycia mydłem, czy żelem lub balsamem. Nie wiem, jak poradzi sobie z wodoodpornymi mazidłami, mnie wystarcza to co robi teraz:) Faktycznie, jak możecie zauważyć na zdjęciach, ma kolor słabej herbaty, a zapach... hm... z tym mam lekki kłopot, bo aromaty samodzielnie kręconych kosmetyków są specyficzne, inne od drogeryjnych, nawet tych naturalnych. Aczkolwiek, nie jest nieprzyjemny;) Teraz pomyślałam, że można dodać kilka kropli ulubionego olejku eterycznego, jednak nie wiem czy się sprawdzi przy oczach, czy ich nie podrażni, nie uczuli...
Podsumowując, micele, to zaraz po tonikach, jedne z prostszych kosmetyków do samodzielnej "produkcji". Niewątpliwą zaletą, jest możliwość indywidualnego doboru potrzebnych naszej skórze składników. Wiemy, co na siebie nakładamy. Ten micel już mi się kończy i bardzo mnie to cieszy, bo w kolejce przytupuje już phenomek;)

Cena: gotowy zestaw 16.90 zł


Mieliście micela "samoróbkę"? Ciekawi mnie także, co sądzicie o kosmetykach Made in Home?

pozdrawiam

niedziela, 29 grudnia 2013

Peeling antycellulitowy z cytryną i rozmarynem Alverde

Witajcie,

Idąc za ciosem, a także, jak to mam w zwyczaju - przyspieszać na finiszu (w tym momencie kończacego się roku), z przyjemnością przedstawiam produkt marki Alverde - Peeling antycellulitowy z cytryną i rozmarynem - Cellulite Duschpeeling Zitrone Rosmarin.






Producent:
Peeling do ciała cytryna i rozmaryn, łączy delikatne oczyszczanie z  rewitalizującym prysznicem, a także poprawia krążenie, w miejscach dotkniętych cellulitem. Delikatne granulki złuszczające usuwają martwe komórki naskórka.
Skuteczne połączenie naturalnych składników i cennych olejów widocznie poprawia wygląd skóry i nadaje jej gładkości. Produkt wegański.

Skład:
Aqua, Glycerin, Decyl Glucoside, Sodium Coco-Sulfate, Caprylyl/Capryl Glucoside, Hydrated Silica, Xanthan Gum, Caffeine, Equisetum Arvense Extract*, Betula Alba Extract*, Ruscus Aculeatus Extract, Rosmarinus Officinalis Oil*, Citrus Medica LimonumOil*, Juniperus Communis Oil, Citrus Aurantifolia Oil, Cupressus Sempervirens Oil, Alcohol*, Parfum**, Citral**, Geraniol**, Limonene**, Linalool**.
* składniki z upraw ekologicznych
** z naturalnych olejków eterycznych


Peeling, a nawet trafniejsze sformułowanie, żel peelingujący;),  w ilości 150 ml, otrzymujemy w plastikowej tubie, zamykanej na klik. Szata graficzna przyjazna, przyciągająca oko i trwała. Elastyczność tubki, pozwala na prostą i wygodną aplikację. Nakładamy na siebie żółtawy, przeźroczysty żel, wystarczająco gęsty, by nie spływał między palcami. Odpowiedni poślizg i porządne właściwości pieniące, dają komfort użytkowania. Do tego cytrusowy zapach, złamany aromatem ziół, w upalne dni przynosi ukojenie i odświeżenie. Podczas kąpieli, dookoła rozprzestrzenia się intensywna  woń...


Samo działanie peelingu jest niezwykle delikatne. Zatopione w żelu drobinki, bardzo subtelnie obchodzą się ze skórą. Złuszczanie jest, jak powiew skrzydeł motyla, bardziej bym je uznała, za masowanie skóry. Nie znaczy to, że jest nieprzyjemne, acz nie dla amatorów przyzwoitych cukrowych zdzieraków. A takie właśnie pokochałam:) Nie potrafię jednoznacznie określić działania antycellulitowego, gdyż mniemam, że tak cudownie działających preparatów, po prostu nie ma. Owszem, mogą wspierać nas w walce z cellulitem, przy zachowaniu odpowiedniej diety, nawilżaniu organizmu od środka i ćwiczeniach, jednak nie mam pewności, czy ów peeling jest solidnym sprzymierzeńcem w temacie;). Niemniej, warto spróbować, zwłaszcza, jeśli Wasza skóra jest bardzo delikatna i wymaga lekkiej pielęgnacji. W upalne dni, świetnie odświeża i energetyzuje, pozostawiając skórę miękką. My się już raczej nie spotkamy, chyba, że właśnie w roli żelu peelingującego na gorące chwile:)

Cena: ok. 16 zł - sklepy internetowe pl/ 1.5 euro - drogerie DM

Mieliście okazję zapomnieć się pod prysznicem z cytrynowym peelingiem Alverde? A może polecanie inne, interesujące scruby? Dajcie proszę znać w komentarzach:)

pozdrawiam

dostępne także na: Przepis na Kobietę

sobota, 28 grudnia 2013

Rewitalizujący balsam do rąk Pat&Rub

Witajcie,

Jak Wam minęły Święta? Nie ukrywam, że nasze były spokojne i nastrojowe, mimo hulającego dookoła wiatru i strug deszczu, towarzyszących nam przez większość czasu. Ale i w Zakopcu straszny halny pokazał, co to żywioł, niestety...
Jakoś mi trudno wrócić do codzienności, zwłaszcza, że zza rogu kuka już Sylwester i Nowy Rok, a wraz z nim potencjalne zmiany i postanowienia;) Mimo tego nie będę trwonić czasu i przedstawiam Wam dziś towarzysza ostatnich miesięcy - przynajmniej dwóch;) Mianowicie Balsam do rąk Pat&Rub z serii rewitalizującej:




Producent:
Rewitalizujący Balsam do Rąk to bomba dobroczynnych substancji pielęgnujących zamknięta w kosmetyku naturalnym. Znakomity Balsam dla bardzo zmęczonej i suchej skóry dłoni. Odnawia, nawilża, zmiękcza, rozjaśnia, koi, uelastycznia skórę rąk. Zawarte w recepturze surowce minimalizują negatywny wpływ detergentów i innych czynników podrażniających lub wysuszających skórę. Żurawina działa przeciwstarzeniowo. Olejek cytrynowy poprawia wygląd skóry: wygładza ją i rozjaśnia. Rewitalizujący Balsam do Rąk świetnie się wchłania i pachnie orzeźwiająco cytryną.

Skład:
Aqua, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Decyl Cocoate, Glycerin, Citrus Limon (Lemon) Fruit Extract, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Hydrogenated Olive Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Fruit Extract, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Stearic Acid, Cetearyl Glucoside, Parfum, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Hyaluronate, Sodium Phytate, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Citral, Geraniol, Citronellol, Linalool, Limonene


Powyższy balsam, to trzeci z kolei kosmetyk Pat&Rub, z jakim miałam przyjemność się spotkać. W plastikowym pojemniku zamknięte jest 100 ml białej, gęstawej acz lekkiej mazi. System airless, pozwala zachować maximum higieny, a to świetne rozwiązanie, szczególnie przy produktach naturalnych. Dodatkowo ułatwia aplikację, a przynajmniej powinien... Jednak czasem miałam kłopot zarówno z wydobyciem, jak i otwarciem kremu - wtedy, gdy dłonie były śliskie od balsamu do stóp;) Sama pompka, przez cały czas, działa bez zarzutu. Trwała i przyjazna oku etykieta (zawierająca wszelkie, istotne informacje), została oklejona dookoła butelki, jednak pozostawiając wąski pasek wolnej przestrzeni, przez którą monitorujemy ilość zużywanego kosmetyku.




Aby odpowiednio nawilżyć skórę dłoni, w zupełności wystarcza 2/3 pompki, co sprawia, iż produkt jest niezwykle wydajny. Prędkość wchłaniania określiłabym między szybką, a średnią, w zależności od ilości użytego kosmetyku. Istotnym jest, że nie pozostawia tłustego filmu. Jednocześnie koi i delikatnie wygładza skórę. Nie zauważyłam efektu rozjaśniającego, może bardzo, bardzo subtelnie. Regularnie stosowany, utrzymuje zadbane, nawilżone dłonie przez cały czas. I prawie, bym rzekła, że to mój numer 1, gdyby nie porażający moje nozdrza, intensywny zapach cytryny. Seria rewitalizująca, to niestety, nie moje klimaty aromatyczne. Acz zapach, to cecha względna, jednemu pasuje, drugiemu mniej. Mi zdecydowanie bardziej odpowiada trawa cytrynowa i kokos, choć są i tacy, którym pachnie rybą;) Bardzo mnie kręci fakt, że tuż obok, w komodzie, wyczekuje ów balsam do rąk, właśnie z serii relaksującej, z której kiedyś miałam i opisałam specyfik do stóp - klik.
Tak czy owak, jestem przekonana, że produkt jest warty uwagi. Skład i działanie są  jak najbardziej pożądane, a do wyboru mamy więcej niż dwa zapachy, w praktycznym i aparycyjnym opakowaniu. Warto także korzystać, z mnogiego systemu ofert promocyjnych firmy, bo chyba rabaty kochamy wszyscy:)

Cena regularna: 39 zł

Proszę o podnoszenie do góry rąk, czytelników, którzy mieli okazję zapoznać kremy do rąk Pat&Rub. Powiedzcie także, na co jeszcze warto się pokusić w P&R?

pozdrawiam

dostępne także na: Przepis na Kobietę
 

wtorek, 24 grudnia 2013

Magia Świąt

Witajcie:)

Właśnie opuściłam kuchenny front i dziecię wyczekujące Gwiazdora:) Czujecie już magię Świąt? Ja lubię ten czas, kiedy staramy się być jeszcze lepsi, wyrozumialsi i radośniejsi. Kiedy mogę, z listem do Gwiazdora, przemierzać miasto, polując na wymarzone upominki... Kiedy w kuchni, kolejny rok z rzędu, smażę rybę i wyszukuję nowej, innej potrawy... Kiedy kombinuję, jak rozjaśnić nasze gniazdo i ocieplić klimat, z nadzieją, że coś z tego pozostanie nam na dłużej:) Może to trywialne, ale w tym czasie, milion razy wysłuchuję "Last Christmas", przygotowuję muzyczną listę, która towarzyszy nam przez święta... chłonę ten nastrój... krzątaninę... oczekiwanie... tajemniczość... 
Gdy byłam dzieckiem, czasem do Wigilii zasiadaliśmy, jak wypatrzyłam pierwszą gwiazdę. Gapiłam się przez okno i jak się pojawiła, mówiłam do mamy, że już... Teraz mówię synowi, by zobaczył, czy gwiazdka świeci;) Szkoda mi tylko, że nas tak mało, że daleko... może następnym razem się uda:)
Tymczasem chciałabym, by uśmiech nie schodził z Waszych twarzy, byście otoczeni rodziną i przyjaciółmi, w ciepłej atmosferze, radośnie przeżyli Święta. By nikt, w tym czasie, nie czuł samotności. By wszelkie bieżące sprawy i nowe wyzwania, były dla Was przyjemnymi doświadczeniami. Byście wysyłali i przyciągali wszelkie pozytywy, takich ludzi i miłość:) I cudnie by było, gdyby udało nam się zachować to wszystko na zawsze... Ale może wystarczy wierzyć? A właśnie, wierzycie w Mikołaja?

Zostawiam Wam kawałek "So This Is Christmas " w wykonaniu Robbiego Williamsa i ulatniam się na chwilę:)



piątek, 20 grudnia 2013

Balsam do ciała z migdałem Dr. Hauschka

Witajcie,

Jestem ciekawa, jak przebiegają Wasze przygotowania, do już "stukających do drzwi" Świąt? Nie ukrywam, że ja jestem "daleko w polu". Nawet nie wszystkie zakupy mam poczynione - jednak to siła wyższa, bo gro produktów w naszym polskim sklepie, dostępnych będzie dopiero po weekendzie. Nie zważając na to, bo sobie ze spokojem ogarnę sytuację - a przynajmniej mam taką nadzieję;) - przychodzę do Was z wieściami na temat właśnie wykończonego kosmetyku, jakim jest Balsam do ciała z migdałem Dr. Hauschka - Almond Body Moisturizer.




Producent:
Ten niezwykle bogaty krem nawilżający, posiada olejek migdałowy zmieszany z ekstraktami: kojącym zielem dziurawca i przelotem pospolitym, a te, wygładzają i wzmocniają suchą, wrażliwą skórę. Pigwa i malwa balansują wilgotność, pozostawiając skórę miękką w dotyku. Zapewnia intensywną pielęgnację suchej skóry.
Łagodny ekstrakt z nasion pigwy i hydrolaty, wspierają naturalną wilgotność skóry. Olej jojoba chroni, wygładza i wzmacnia, zapobiegając utracie wilgoci przez cały dzień. Olej słonecznikowy oferuje właściwości łagodzące i kojące. Natomiast oliwa z oliwek ma doskonały skład kwasów tłuszczowych, dzięki temu odżywia i pielęgnuje skórę.

Skład:
Water (Aqua), Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Alcohol, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Pyrus Cydonia Seed Exrtract, Anthyllis Vulneraria Extract, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Glycerin, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Sucrose Laurate, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Water, Glyceryl Stearate Citrate, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Hypericum Perforatum Flower/Leaf Extract, Hectorite, Fragrance (Parfum), Citronellol*, Limonene*, Geraniol*, Coumarin*, Citral*, Linalool*, Farnesol*, Lysolecithin, Althaea Officinalis Leaf Extract, Hippophae Rhamnoides Fruit Extract,Euphorbia Cerifera (Candelilla) Wax, Xanthan Gum.

*component of natural essential oils


145 ml białej mazi, zamknięto w poręcznym, acz szklanym opakowaniu. Bardzo przyjemna i trwała szata graficzna, pozbawiona zbędnych fajerwerków, przykuwa uwagę. A do tego całość podana w kartoniku. Naprawdę elegancko i przyzwoicie.
Produkt posiada pompkę dozującą, która jak wiemy, zapewnia higienę, jednak w tym wypadku, nie do końca zdała egzamin, o czym doczytacie poniżej.
Kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po ów balsam, w me nozdrza uderzył niezwykle przyjemny i ukochany zapach migdałów:) Jeszcze ciekawiej, gdyż to nie słodki i przytłaczający aromat, a rzekłabym, świeży i ciepły, cudowny migdał, którym z przyjemnością otulałam się w jesienne, chłodniejsze chwile.
Aplikacja stosunkowo wygoda, jednak czasami zawartość spłynęła po butelce, nadając jej poślizgu. Musiałam uważać, by produkt bezpiecznie utrzymać w dłoni - do tego dochodzi jeszcze ciężar szkła. Konsystencja nieco lejąca, ale pozostająca przez moment w dłoni. Wchłania się z prędkością światła, powiem więcej, moja skóra wręcz spijała kremową emulsję, odpowiednio wpływając na wydajność. Balsam świetnie nawilża, pozostawiając skórę miękką i gładką. Nie klei się i nie maże. Sunie po ciele, sprawiając ogromną przyjemność i dając fantastyczne efekty. Największy zgrzyt mieliśmy, przy końcówce, gdyż wydobycie reszty produktu za pomocą pompki, graniczy z cudem, podobnie, jak dobranie się do niej po jej odkręceniu, bo butelka ma zbyt mały otwór. Natomiast szklana butelka wyklucza podróżowanie...
Kosmetyk zaliczam do luksusowych [jednak czasem, każda z nas zasługuje na jej odrobinę:)] - za 145 ml w UK zapłacimy £24.00. Swój nabyłam w polskim sklepie internetowym, za prawie połowę ceny;)
Miło by było, gdyby firma pomyślała o praktyczniejszym opakowaniu i wydobywaniu produktu, bo skład i działanie wymarzone. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że się jeszcze kiedyś spotkamy:)


Cena: ok. 63 zł w promocji/
£24.00

Ciekawi mnie, czy znacie  ofertę Dr. Hauschka? Próbowałyście jakichś produktów tej marki? Mam w zanadrzu kilka mazideł do ciała, ale dajcie znać, co polecacie z natury?

Pozdrawiam i życzę udanego - choć pewnie pracowitego - weekendu:)

środa, 18 grudnia 2013

Nie tylko zakupowo:)

Witajcie,

Jakoś mi umknęło, że w zeszłym miesiącu nie pokazałam Wam nowości, które trafiły pod mój dach. A najlepiej stare sprawy, jeśli tylko  jest możliwość, zamknąć i zostawić w starym roku;) Zatem zapraszam na mały haul i wygraną w konkursie, która sprawiła mi nie lada frajdę:) 3, 2, 1... start...



I oto one, piękne w swej krasie, a dla mnie całkowicie nowe i nieznane. Nagrody z konkursu Lily Naturalna - jeszcze raz serdecznie dziękuję za możliwość wzięcia udziału w zabawie. O tyle mi się podobało, że to nie było zwykłe losowanie, a zadanie polegało na wybraniu z oferty Phenome jednej linii, która jest wedle nas najmilsza i uzasadnienie swojego wyboru.
A na zdjęciu:
  • Tangerine Spa Warming Rozgrzewające masło do ciała z imbirem i olejkiem z mandarynki 50ml,
  • Pure Sugarcane anti-aging Cukrowy krem do rąk z formułą anti-aging 50ml

Nic jeszcze nie potrafię powiedzieć, na temat owych produktów, ale marka Phenome, gdzieś już od czasu pewnego zaprzątała mi głowę, tym  radość większa w zdobyczy:) A Was serdecznie do Lily zapraszam, poza świetnymi konkursami, znajdziecie tam mnóstwo ciekawych inspiracji, produktów i zdjęć.



A poniżej kolejni "lokatorzy" komody, którzy zawitali w listopadzie...


Pędzel do linera. Nie wiem czy zakup trafiony, bo ktoś mi powiedział, że lepiej gdy pędzelek jest ścięty. Nie próbowałam jeszcze, więc pojęcia nie mam, ale chętnie Was posłucham w temacie:)



Tu już cudeńka nabyte w polskim sklepie internetowym. Od lewej widać:
  • Organic Shop - mus do ciała burbońska wanilia,
  • Planeta Organica - nawilżająca maseczka do twarzy dla skóry suchej i wrażliwej,
  • Receptury Agafii - borówka brusznica - pasta do zębów wzmacniająca szkliwo,
  • Baikal Herbals - wzmacniający olejek do włosów. Przeciw wypadaniu włosów,
  • Baikal Herbals - tonik antyoksydacyjny o działaniu odmładzającym anti-age,
  • Organic Shop - mydło do rąk brzoskwinia i róża - mam nadzieję poczuć w nim więcej brzoskwini;),
  • Receptury Agafii - tonik do włosów. Przeciw wypadaniu włosów,
  • Organic People - Pasta do zębów.

Pierwszy raz zagościły u mnie kosmetyki rosyjskie. Zaczęłam używać olejek Baikal Herbals, tonik Receptury Agafii i pastę borówką, i powiem szczerze, na razie jestem bardzo zadowolona. Sama nie wiem, czy spodziewałam się tak pozytywnych wrażeń...



W sklepie Ecco Verde, który nie ukrywam, stał się chyba moim ulubieńcem - ogromny wybór marek i dobre ceny - skusiłam się na:
  •  masło waniliowe marki Green Love - totalna, ale jakże nęcąca mnie nowość:),
  • OrganiCup - Menstrual Cup - kubeczek menstruacyjny - raz był w użyciu i nie powiem, mimo początkowych trudności z umieszczeniem go na swoim miejscu, spisał się genialnie,
  • Lily Lolo - Finishing Powder - znalazłam pozytywne opinię na Waszych blogach, ponoć świetny produkt, acz my się dopiero poznajemy.


I ostatni już zakup. Produkt, który znalazłam u Arsenic. Recenzja mnie po prostu zaciekawiła i zachwyciła, zwłaszcza, kiedy się borykam ze stadnym wypadaniem włosów. Spożywam od kilku tygodni i  nie chcę zapeszać, ale zdaje się są już jakieś efekty:)



Spirulina z Chlorellą w jednym. Nieco mnie zaskoczyła inna forma tabletek. Bo jak możecie zerknąć u Arsenic, są to kapsułki, podobne do antybiotyków, a u mnie ot takie krążki. Nie wiem, skąd takie różnice. Swoje, zakupiłam w UK, jako, że Rainforest Foods jest firmą brytysjką. Tak czy siak, zdaje się działać, bo włosy me, jakby ciut zwolniły tempo i ilość wypadania.


Dajcie znać, czy znacie coś z powyższych produktów, a jeśli - to jak się u Was spisuje? I cóż Was najbardziej ciekawi?

pozdrawiam ciepło:)

piątek, 13 grudnia 2013

Przeciwzmarszczkowy krem do twarzy │Lavera ♥ │+ upominek - kartka świąteczna

Witajcie,


Pierwsze  skrzypce dzisiejszej notki należą do produktu Lavery. Mianowicie, tytułowego kremu przeciwzmarszczkowego z serii Faces My Age. Ów krem, dedykowany jest na dzień i faktycznie, stosuję go, przy porannej pielęgnacji twarzy. Czy jest wart uwagi i czy zawarliśmy głębszą znajomość? Odpowiedzi znajdziecie poniżej, zatem zapraszam.





Producent:
Krem na dzień o działaniu silnie przeciwzmarszczkowym, wygładza i uelastycznia skórę. Olej karanja dba o odpowiednią pielęgnację i uczucie komfortu po aplikacji, zaś wyciąg z białej herbaty zapewnia naturalną ochronę przed promieniowaniem UV i zapobiega powstawaniu plam i fotostarzeniu się skóry. Mimo wielu pielęgnacyjnych składników krem na lekką konsystencję i nadaje się pod makijaż.


Skład:
Water (Aqua), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Alcohol*, Glycerin, Squalane, Pongamia Glabra Seed Oil, Sodium Lactate, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Rhus Verniciflua Peel Wax, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Camellia Sinensis Leaf Extract***, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Ubiquinone, Sodium Hyaluronate, Chondrus Crispus (Carrageenan) Extract, Cichorium Intybus (Chicory) Root Extract, Maltose, Algae, Magnesium Gluconate, Arctostaphylos Uva Ursi Leaf Extract, Maltodextr, Silica, Lecithin, Lysolecithin, Hydrogenated Lecithin, Hydrogenated Palm Glycerides, Brassica Campestris (Rapeseed) Sterols, Xanthan Gum, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Fragrance (Parfum)**, Limonene**, Linalool**, Benzyl Salicylate**, Citronellol**, Geraniol**, Citral**

* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** naturalne olejki eteryczne
*** składniki z certyfikatem Fair Trade (Sprawiedliwy Handel)


W zgrabnym, poręcznym opakowaniu, otrzymujemy 30 ml produktu. Całość jest lekka, bo pojemnik plastikowy i ładnie zapakowany w kartonik na miarę. Od  razu zwróciłam uwagę na praktyczną i higieniczną pompkę (wielki plus) i zarówno czytelną, trwałą, jak i przyjazną oku szatę graficzną. Czyli wszystkie istotne elementy wyglądu i użyteczności, tak jak lubię:)
Krem sam w sobie ma z lekka żółtawe zabarwienie, (co zauważyłam, często charakteryzuje naturalne kosmetyki) przyjemny zapach i wypośrodkowaną konsystencję. Zapomniałam "cyknąć" zdjęcie samego kremu, zatem uwierzcie proszę na słowo;)
Każdego ranka, po przetarciu twarzy tonikiem, aplikuję 1-1,5 pompki na twarz, szyję i dekolt. Bogaty skład, nie obciąża drastycznie produktu, a wręcz przeciwnie, formuła jest lekka i przyjemna. Nic się po twarzy nie maże i szybko się wchłania. Spokojnie mogę potwierdzić słowa producenta, że nadaje się pod makijaż, wyjątek stanowi BBB Pat&Rub - klik. Po nałożeniu odczuwam delikatne ściąganie, które jest dla mnie sygnałem działania produktu. Jeśli natomiast miałabym ocenić niwelowanie zmarszczek, powiem szczerze, że w cuda nie wierzę;) I nie sądzę, że istnieją kremy działające tak magicznie. Jednak wygładza delikatne bruzdy, napina skórę i na pewno trochę ją nawilża. Przy tym jest bardzo wydajny. Jestem przekonana, że jeszcze do siebie wrócimy, choć na razie, mam na oku kilka innych kremów do przetestowania. Tak czy owak, produkt wart zatrzymania się i przetestowania...

Cena: nabyłam w zestawie z chłodzącym rollem do oczu za ok £20/ ok. 65zł sam krem

Miałyście okazję poznać ów krem, albo inne produkty pielęgnujące twarz Lavery? Dajcie znać proszę...


Mam jeszcze dla Was drobny upominek:) Jesteśmy w okresie przedświątecznym i wielu z nas, powoli przygotowuje się do Świąt, jak i przesyła życzenia "najlepszego" bliskim, przyjaciołom czy znajomym. W związku z tym, przygotowałam na tę okazję kartkę, w dwóch wersjach językowych (polskiej i angielskiej), a także bez życzeń - można ręcznie lub komputerowo napisać własne słowa. Jeśli akurat, kartka przypadła Wam do gustu, a jeszcze nie rozesłaliście życzeń, zapraszam do ściągania. Dla tradycjonalistów, także nie ma problemu, gdyż pliki przygotowałam w stosownej rozdzielczości, umożliwiającej wydrukowanie kartki i przesłanie zwykłą pocztą:)
Wewnątrz znajdziecie 5jpg, 15x10 cm, 300dpi.





pozdrawiam i życzę udanego weekendu:)

niedziela, 8 grudnia 2013

Listopadowe zużycia - denko

 Witajcie,

Czas po prostu nie uznaje kompromisów i pędzi, jak jakiś szaleniec. Budzę się 7-ego grudnia, że jeszcze nie mam opisanego denka. Ale dobre dusze, delikatnymi kopniakami, potrafią człowieka zmotywować do szybkiej reakcji;) Zatem jestem ze zużyciami minionego miesiąca. Nie ma tego dużo, acz zawsze coś:)



  • kolor zielony - produkt godny uwagi...
  • kolor pomarańczowy - mam mieszane uczucia...
  • kolor czerwony - temu produktowi mówię "nie".

  1. Balsam Alterra -przyjemny dezodorant, delikatny co prawda, ale ja nie mam większych kłopotów z potliwością, także u mnie się sprawdził.
  2. Płyn micelarny AAEco - przyzwoity produkt, o którym więcej informacji znajdziecie tutaj.
  3. Mydło do rąk Lavera - bardzo przyjemny zapach, lekko anyżkowy. Zadowolona jestem z niego. Jedyna uwaga, to delikatność, pewna miękkość opakowania, które co jakiś czas trzeba było odpowietrzać.
  4. Szampon nadający włosom połysk Neobio - niestety nie moja bajka. Opisałam go tutaj.
  5. Olejek pomarańczowy - bardzo dobry produkt, ale następnym razem wybiorę zapach mango.
  6. Balsam do ust Lavera - wielbię wszystkie balsamy do ust Lavery, aczkolwiek, ten został uszkodzony, przez małe dziecięce łapki i zrobiło mu się ała. Był szorstki i z lekka grudkowaty, dlatego nie nadawał się już  do zużycia - więcej o balsamach Lavery tu.
  7. Peeling solny z oliwą z oliwek Organix - dobry zdzierak, nie pozostawiał jakiegoś okropnego filmu na skórze. Jednak teraz wiem, że zdecydowanie bardziej wolę peelingi cukrowe:) Przy tym mała ranka i już szczypie... Nie jest stworzony dla mnie i się raczej nie spotkamy.
  8. Odżywka do włosów Alterra - nie powiem, mimo często pozytywnych ocen napotykanych na Waszych blogach, nie wierzyłam w nią. Miło mnie zaskoczyła. Jest dobra dla moich włosów. Recenzja - klik.
  9. Pasta do zębów z Holland&Barret - to nadal nie to, szukamy dalej.
  10. Kula do kąpieli Organique - wielbię i ubolewam, bo zużyłam ostatnią połówkę z moich zapasów:)
  11. Sole Lavera - wspaniałe, o cudownych, długotrwałych zapach. Jeśli macie chęć dowiedzieć się o nich więcej zapraszam tutaj.
Kolory, mają tylko pomóc w rozeznaniu. To co u mnie jest czerwone, czy pomarańczowe, nie zawsze jest do bani, gdy tak jest po prostu o tym piszę. Najczęściej czerwony jest produkt, do którego z różnych względów na pewno nie wrócę, co nie znaczy, że komuś z Was nie posłuży.

A jak Wasze denka?

edit:
A jeśli macie apetyt na pyszną sałatkę, zapraszam tutaj - klik.



Pozdrawiam i życzę udanej niedzieli!

piątek, 6 grudnia 2013

Mikołajki z Hexx

Witajcie:)

I jak tam kochani, byliście grzeczni? Mikołaj już o Was pamiętał? Bo moje Mikołaje w tym roku są niezwykli i wyjątkowi, szczodrzy i wielce zaskakujący:)
Nie wiem, czy zasłużyłam na tak wspaniałe upominki, które otrzymałam od niesamowitej Mikołajki Czarnej Ines.;)
W ramach zabawy z Joasią (Hexxaną), miałam przyjemność uczestniczyć w tegorocznych Mikołajkach. I zostałam szczęśliwą posiadaczką kolejnych ukochanych cacuszków:) Zobaczcie proszę sami:




Ines zadbała o moje zmysły i wie doskonale co preferuję i lubię:) Szczególnie wzruszyła mnie ta niepozorna, śliczna bombka - po prawej. Jest wyjątkowa, bo dedykowana specjalnie dla mnie - niezapomniane uczucie!
W mikołajkowej tutce (której już na fotce nie widać), znalazłam również:

  • peeling enzymatyczny Organique - nawet go latem trzymałam w łapkach, ale wtedy wybralam coś innego i jak widać dobrze,
  • masło do ciała suchego, jak moje Organique - ciekawam go, jak i peelingu okropnie:D,
  • szampon i odżywka Alverde - kocham!,
  • balsam do rąk Pat&Rub, o moim ulubionym zapachu - naprawdę Mikołaj nic nie robi "po łebkach",
  • balsam do ust Lavery - uwielbiam, a tu jeszcze malinowy,
  • świątecznie pachnące i równie uroczo wyglądające mydełko Organique - troszkę słabo je pokazałam, co proszę wybaczcie,
  • wosk YC - tyle co czuję przez folię to pachnie mi ciepłem i świętami:),
  • a do tego próbki i próbeczki, także marek, których nawet nie znam, chyba kilka uciekło mi z kadru...
I jak nie kochać Mikołaja? Ja nie potrafię. Wielbię Go i z całego serca BARDZO dziękuję za takie wspaniałości. Za serducho, które widać, jak na dłoni. Za hojność, za doskonałe poznanie i zinterpretowanie potrzeb i preferencji. Za wszystkie miłe doznania towarzyszące rozpakowywaniu prezentu. I za ciepły uśmiech zamknięty w bombce!

Także ogromne podziękowania dla organizatorki Mikołajek. Hexx, to trudna robota, dla odpornych. Jesteś niemożliwa ze swoimi pomysłami. Dzięki Tobie ponownie przeżyłam coś miłego, a to bardzo ważne w codziennym życiu, pełnym obowiązków i różnych ludzi...

Mam jeszcze tylko taką małą techniczną dygresję... Nie rozumiem, dlaczego osoby z poza Pl, dostawały upominek obejmujący o 1/3 niższy budżet, niż same otrzymywały prezenty... Wiem, że taka była zasada, jednak dołączyłam do Mikołajek w ostatniej chwili, zatem nie uczestniczyłam w rozmowach organizacyjnych. W dodatku, nie spodziewając się tak absurdalnej różnicy, nie zwróciłam na to uwagi czytając Regulamin. Zeskanowałam tylko kwotę w funtach, za oczywiste uznając równowartość upominków. Z tą świadomością czułam się nieco dziwacznie, no bo co jesteśmy gorsi?, lepsi? bogatsi? czy może u  nas pieniędzy nie trzeba zarabiać, bo rosną dziko na drzewach?... nie wiem, co kierowało pomysłodawcami...Mogłam się wycofać, ale jak się mówi A, należy powiedzieć i B.
Jak widać powyżej, nie miało to wpływu na moje Mikołajki, aczkolwiek, takie różnicowanie jest dla mnie niepojęte i mam nadzieję, że w przyszłości unikniemy podobnych niedorzeczności...


A jak Wasze Mikołajki? Jesteście zadowoleni?


A jeśli,  jeszcze Was Mikołaj nie odwiedził, to mam dla Was 10% rabatu (ważne do 31 grudnia), na zakupy wspaniałości w Sigma:)


http://www.sigmabeauty.com/?Click=559926

pozdrawiam

środa, 4 grudnia 2013

Szampon do włosów Neobio

Witajcie,

Czas na przedstawienie Wam kolejnego naturalnego produktu, którym jest TATAM Szampon do włosów nadający połysk marki Neobio. I już na wstępnie zaznaczę - szampony mimo, iż niezmiernie istotne przy pielęgnacji włosów, póki co są dla mnie mało wdzięcznym tematem do opisów. Być może dlatego, że trafiam na przeciętniaki, że nic mnie nie powaliło i nie zauroczyło jeszcze w tym temacie z pośród produktów naturalnych. Sama nie wiem, tak czy siak czuję się w obowiązku;)

A Neobio, to ponoć:

"Rewolucyjny program pielęgnacji stworzony dla młodej generacji wielbicieli biokosmetyków. Kombinacja naturalnych składników, które swoim zapachem i właściwościami oczarują najbardziej wymagających. Neobio – nowa generacja naturalnego piękna.
Wyselekcjonowane składniki naturalne.Wszelkie składniki wyłącznie pochodzą z kontrolowanych upraw biologicznych lub z dzikich zbiorów. Kosmetyki nie zawierają silikonów, parabenów, parafin, syntetycznych środków barwiących, zapachowych ani konserwujących. Wyłącznie wykorzystywane są naturalne składniki, które podlegają ścisłej kontroli. Produkt nie jest testowany na zwierzętach. Nie zawiera glutenu. Kosmetyki nie zawierają składników zmodyfikowanych genetycznie."
Neobio jest firmą z Niemiec, certyfikowaną NaTrue.

A poniżej już nasz gagatek:






Producent:
Ponownie nadaje elastyczność, witalność i naturalne piękno wysuszonym włosom bez ich nadmiernego obciążania. Delikatnie pieniące się substancje myjące ze skutecznym bio-bambusem i regenerującym bio-miłorzębem, przywracają suchym i łamliwym włosom ich naturalny połysk i sprężystość.

Skład:
Aqua (Water), Sodium Coco-Sulfate, Lauryl Glucoside, Coco-Glucoside, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Citric Acid, Inulin, Betaine, Arginine, PCA Glyceryl Oleate, Sodium Chloride, Potassium Sorbate, Phytic Acid, Bambusa Vulgaris Leaf/Stem Extract, Bambusa Vulgaris Sap Extract, Ginkgo Biloba Leaf Extract*, Glycerin, PCA Ethyl Cocoyl Arginate, Parfum (Essential Oils), Limonene, Linalool.


Produkt w ilości 250 ml, opakowany jest w plastikową butelkę, z przyjazną oku grafiką. Można postawić "na głowie", co lubię, bo łatwiej aplikować końcówkę zawartości. Konsystencja na miarę, powiedziałabym żelowa, bezbarwna. Podczas nanoszenia na dłoń nie przecieka przez palce.



Poza tym, to przedstawiciel klasy średniej;)
Pieni się wystarczająco, ale nigdy nie żałuję specyfiku. Zmywał moje oleje. Jednak efekt po myciu, specjalnie mnie nie powalał. Owszem,  pozostawiał włosy czyste, aż trzeszczały, jak buty na śniegu. Powiedziałabym druciane. Ani słowem nie wypowiem się o połyskującym efekcie, bo bez odżywki podejrzewam, że włosy nadawałyby się wyłącznie do zestrzyżenia na glacę. Nie  sposób ich rozczesać i odczuwalna jest szorstkość w dotyku. Myślę jednak, że to pewnego rodzaju wspólny mianownik naturalnych szamponów, wynikający z braku poślizgowych silikonów w składzie - jeśli się mylę, poprawcie mnie proszę:)
Tak czy owak, nadal szukam faworyta, który zdobędzie moje serce i odpowiednio zadba o włosy. Nie znaczy to, że porzucę odżywki. Tych używam namiętnie, po każdorazowym umyciu włosów i bez nich już nie potrafię;) A tutaj wśród naturalnych odżywek, znajdziemy wiele perełek...

Cena: 13 zł

Czy ktoś z Was trafił na dobry szampon naturalny i mógłby mi śmiało polecić? 

pozdrawiam

sobota, 30 listopada 2013

Mikołajki z Tonią

Witajcie serdecznie!

Zupełnie przypadkowo i spontanicznie ugadałyśmy z Tonią Mikołajki. Tonia, to niesamowicie uczynna i bezinteresowna osóbka, która prowadzi bloga Tonia kosmetycznie. Przygotowania nasze były przezabawne. Niby dyskretnie podpytywałyśmy się, co która preferuje, o czym marzy i co lubi... Wreszcie, kiedy skompletowałyśmy paczuszki nastąpiły wysyłki:) I moi drodzy w najśmielszych marzeniach sennych nie oczekiwałam tak cudownego Mikołaja z DE! Zaskoczył mnie całkowicie, zachwycił i wreszcie rozłożył na łopatki, ukazując moim oczom same cudowianki, a w tym moje [już śmiało mogę to powiedzieć;)], ukochane Alverde... Sami zobaczcie:


Od lewej:
  • Weleda, próbka żelu do kąpieli,
  • krem do rąk dr. Scheller
  • dwa masełka Alverde, każdy po 50 ml,
  • maseczka do twarzy Cattier,
  • szampon i odżywka Luvos,
  • cudowny pożeczkowy żel Alverde,
  • nagietkowa emulsja do twarzy Alverde,
  • ampułki Terra Naturi,
  • rozświetlacz Alverde,
  • próbka żelu Alverde,
  • cudowne lusterko Alverde.

Podoba się? Mnie przeogromnie, ale nie myślcie, że to koniec. Co to, to nie;) Proszę, ciąg dalszy relacji przed Wami:




Od lewej:
  • żel do kąpieli The Body Shop,
  • olejek łopianowy przeciw wypadaniu włosów,
  • pasta do zębów Logona,
  • niesamowicie świątecznie pachnący cynamonem i czereśniami żel Alverde,
  • próbka kremu do rąk Alverde,
  • pomadka Alverde,
  • świetnie trafiony róż do policzków Alverde,
  • maseczki do twarzy Terra Naturi,
  • maseczki Luvos,
  • maseczka dr. Scheller,
  • lakier Benecos.

Szalony ten Mikołaj:) I wszyściuteńko naturalne. Pięknie opakowane. Tonia zadbała też o moją figurę;) i dołączyła tak pyszne czekoladowe cukierasy, że zniknęły w dwa dni w otworach jamochłonów i nie dotrwały do sesji zdjęciowej - nawet nie miały takiej szansy hehe

I co? I to jeszcze nie koniec! Czuję się powoli zażenowana... Ale ta niesamowita persona dosłała mi jeszcze to:




Ponoć genialna pasta wybielająca Dabur i [O bosze!] no tak cudniaście pachnące masełka, że tylko jeść, jak krem:)

Część już oczywiście używam z powodzeniem, jak np. róż, rozświetlacz... Maseczki ustawione w kolejce, a ten żel czereśniowo-cynamonowy oficjalnie zajął miejsce na wannie, a ja rozmyślam o rozkosznych kąpielach z nim w roli głównej:)

Tonia,  nie wiem co powiedzieć, brakuje mi prostych słów. Serdecznie, ogromniaście, jak najwyższa góra na świecie i najdłuższa rzeka, dziękuję za tak wspaniałe Twoje Mikołajowe serducho!

A Wam kochani życzę równie "zwariowanych" i serdecznych Mikołajów!

wtorek, 26 listopada 2013

Płyn micelarny do demakijażu AA Eco

Witajcie:)

Tak, tak wiem... Minęło nieco czasu... Ale jak się gości przyjaciół i szaleje, to niestety potem trzeba nadrobić nieco pracy;) Teraz już powinno iść gładko. Dzięki serdeczne, że o mnie pamiętacie - to jest bardzo miłe:) A teraz już do rzeczy... Czas na opis tytułowego produktu, jakim jest Oceanic, AA Eco, Płyn micelarny do demakijażu oczu i twarzy do cery suchej i wymagającej regeneracji z winogronem - dłuuuuugaśna nazwa;)


 



Producent:
Płyn micelarny z organicznym wyciągiem z pestek dyni tonizuje i delikatnie, lecz skutecznie usuwa makijaż oraz wszelkie zanieczyszczenia skóry. Organiczny olej z pestek winogron chroni skórę przed działaniem wolnych rodników, skutecznie wygładza i uelastycznia naskórek. Bisabolol redukuje podrażnienia i zaczerwienienia, zaś betaina cukrowa zapewnia intensywne nawilżenie.
Kosmetyki AA ECO zawierają składniki pochodzenia naturalnego. Zostały pozbawione substancji alergizujących (m.in. olejków eterycznych, parabenów i innych konserwantów, oleju mineralnego i pochodnych ropy naftowej, silikonów, alkoholu, glikolu propylenowego, syntetycznych barwników i kompozycji zapachowej.

Skład:
Aqua, Glycerin, Betaine, Parfum, Polyglyceryl-4 Caprate, Vitis Vinifera Seed Oil, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Cucurbita Pepo Seed Extract, Citric Acid.


Powyższy płyn to jeden z pierwszych kosmetyków, jakie nabyłam z firmy AA Eco. Oczywiście skład, jak najbardziej zielony:) 150 ml produktu otrzymujemy w plastikowej butelce, co ciekawe i zabawne, z pompką dozującą... Całość opakowana w zaklejony kartonik na miarę, dając nam pewność, że nikt przy kosmetyku nie manipulował.




Nie jestem pewna czy taka pompka jest trafnym pomysłem na aplikowanie, jakby nie było wody. Czasem mi chlupnęło poza płatek, jednak ogólnie użytkowanie wspominam w miarę wygodnie. Produkt wprost dedykowany do potrzeb mojej cery: wrażliwej, suchej i wiekowej. O delikatnym, ledwie wyczuwalnym zapachu. Średnio na zmycie makijażu zużywałam 4 do 6 płatków. Z twarzą nie było najmniejszych kłopotów, jednak przy demakijażu oczu na pierwszy plan wysuwała się wysoka delikatność płynu. I nie ukrywam, że trzeba nieco się natrudzić, by efekt był zadowalający. Przy czym, co dla mnie istotne, w najmniejszym stopniu nie podrażnia oczu. Odniosłam wrażenie, że pozostawia skórę lekko nawilżoną, nie napiętą i odświeżoną. Przyznaję, że mimo niejakich problemów ze zmywaniem oczu, stosowałam go z przyjemnością i jest spore prawdopodobieństwo, że jeszcze kiedyś się spotkamy... Swój zakupiłam będąc w Pl w Sephorze, jednak widzę, że jest dostępny w aptekach internetowych.

Cena: 38zł


Znacie tego micela? Jakie naturalne byście mi polecili? Jestem chętna na płyn z Phenome - akurat, jak miałam okazję zamówić, był niedostępny:( Teraz, jak mniemam będę miała możliwość dopiero w kwietniu...

Ach i tak jeszcze cichuteńko Wam zdradzę, że dotarły do mnie zachwycające mikołajkowe paczuszki. Jedna - z akcji Mikołajki z Hexx, kolejna - moje mikołajki z Tonią:) Jestem w wniebowzięta i wkrótce Wam się pochwalę, co mnie tak urzeka...


Tymczasem serdecznie pozdrawiam!

niedziela, 10 listopada 2013

Tonik do twarzy Orientana - trudne początki

Cześć:)

Niedawno Orientana przekazała w moje łapki produkty do testów. I tutaj ogromny plus dla marki, która "odważyła się" wydać kilka groszy więcej i przesłać je bez zbędnych ceregieli do Anglii. Widać można, wystarczy tylko chcieć:) Jednocześnie, podziękowanie należy się Pani Małgorzacie, z portalu Uroda i Zdrowie, dzięki której akcja zakończyła się powodzeniem:)
A co do samej marki, jak zapewne wiecie, Orientana to wyłącznie kosmetyki naturalne z roślin azjatyckich. I to krótkie zdanie świetnie charakteryzuje firmę. Ludzie Orientany, podobnie do mnie, wierzą, że piękny i zdrowy wygląd najlepiej wspiera natura - a po więcej informacji zapraszam tutaj.
Zatem, tematem przewodnim dzisiejszej notki jest Tonik do twarzy Róża Japońska i Pandan. Trochę żałuję, że skusiłam się akurat na ten tonik, ale o tym poniżej...





Producent:
Delikatny, naturalny tonik bez alkoholu do pielęgnacji skóry twarzy, szyi i dekoltu - do cery suchej i normalnej. Odnawia skórę po oczyszczeniu, ponieważ myjąc twarz naruszamy warstwę ochronną skóry. Przywraca naturalne pH skóry, dzięki temu skóra jest chroniona przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Łagodzi podrażnienia, nawilża i działa odżywczo gdyż zawiera ekstrakty roślinne dopasowane do rodzaju cery. Chroni skórę w gorące dni, w pomieszczeniach klimatyzowanych, w pomieszczeniach ogrzewanych centralnym ogrzewaniem. Duża dawka substancji nawilżających i odżywczych za jednym naciśnięciem atomizera.
Sposób użycia: spryskać twarz, szyję i dekolt unikając okolic oczu lub nawilżyć wacik i wklepać w skórę. Stosować rano i wieczorem oraz w razie potrzeby odświeżenia i nawilżenia cery.

Skład:
Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice (sok z aloesu), Rosa Damascena Flower Extract (elstrakt z płatków róży), Pandanus Tectorius Fruit Extract (ekstrakt z owocu pandana), Sodium Benzoate (benzoesan sodu pozyskiwany z jagód), Potassium Sorbate (sorbinian potasu pozyskiwany z jagód)

źródło: http://www.orientana.pl/


Nie wiem, jak u Was, ale ja się lubuję w tonikach. Rano i wieczorem przecieram twarz, z lekka ją odświeżając i wyrównując ph.
W tym wypadku w zgrabnej i wygodnej plastikowej butelce, mamy do czynienia ze 100 ml bezbarwnego płynu. Praktyczny atomizer (i solidny) pozwala na sprawną aplikację produktu na płatek, czy też bezpośrednio na twarz - co czynię zdecydowanie rzadziej.
Niewątpliwą zaletą produktu jest brak alkoholu w składzie. Wszystkie toniki Orientany są go pozbawione, zatem jeśli podobnie do mnie, unikacie procentów, to firma wychodzi nam na przeciw. A ostanio ciężko było mi takowy tonik znaleźć, jako, że alkohol to naturalny konserwant...
Zapach - nie ukrywam, tu mam problem, ale to moja ogólna awersja to aromatu róży w kosmetykach. Choć szczerze mówiąc, róża nie jest tu wyczuwalna jakoś drastycznie. Bardziej przebija kadzidłowy zapach, co mi znacznie mniej odpowiada. Jednak każdy nos reaguje inaczej, mój  jest średnio szczęśliwy,  ale przyznam, że ostatnio nawet się przyzwyczaił i nieco polubił z zapachem;) Dlatego właśnie pomyślałam, że mogłam wybrać trawę cytrynową i imbir na przykład. Jednak sugerowałam się przeznaczeniem, bo mój delikwent, jest specjalnie dedykowany sucharkom...
Pierwsze nasze dwa spotkania, nie były zbyt udane... Po zmyciu maseczki, stonizowałam twarz specyfikiem i moim oczom ukazały się czerwone plamki:( Na drugi dzień, z  rana, podobnie, choć w mniejszym natężeniu. Pomyślałam sobie, że mimo iż skład jest cudownie krótki i zielony, coś mnie uczula. Może tajemniczo brzmiący pandan? Załamka... jednak przy kolejnej, ostrożnej aplikacji, problem znikł, do czasu ponownego użycia maseczki z Michaela Toda. Zatem winowajcą okazała się silnie działająca maska, bądź też jakiś jej składnik, który w reakcji z tonikiem dawał tak smutny efekt...
Tak czy siak, nie mam już owych rewelacji, nawet po stosowaniu w/w maseczki, co  mnie ogromnie cieszy:) Produkt robi, to co do niego należy, a zapach, jest sprawą indywidualną. Wreszcie lubię sięgać po ten tonik, jednak ze względu na zapach więcej się nie spotkamy;)
Oferta Orientany to cztery toniki, przeznaczone do różnych typów cery, które znajdziecie tutaj:


http://www.orientana.pl/category/toniki-do-twarzy



Cena: 26 zł

Ciekawi mnie, jak u Was jest z tonikami? Lubicie je stosować? Po jakie najczęściej sięgacie? Piszcie proszę, zanim ciekawość mnie połknie w całości;)

Pozdrawiam!


dostępne także na: Przepis na Kobietę

środa, 6 listopada 2013

Podsumowanie akcji z Maliną. Październik - miesiącem maseczek

Witajcie:)

Minął wspaniały okres intensywnej pielęgnacji twarzy. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość wzięcia udziału w akcji Maliny.



Poznałam wiele świetnych produktów. A co ważniejsze, poprzez "obowiązek" cotygodniowych recenzji maseczek, przywykłam do regularnego ich stosowania. Jest to dla mnie ważne, zwłaszcza po lecie, w jesienno-zimowym czasie. Zatem w październiku, miałam przyjemność zapoznać się i Was z kilkoma produktami, czy się sprawdziły? - Zapraszam do poczytania:






3. Rewitalizująca maseczka do twarzy z dziką różą - Lavera



4. Maseczka Pearl and Silk Michael Todd True Organic



5. Maseczeka The Sacred Truth - Lush 
 


Ciekawa jestem, czy z pośród powyższych propozycji, udało się Wam coś dla siebie wybrać? Jak Wam się podobała akcja Maliny? Lubicie takie akcje?

Niecierpliwie oczekuję Waszych odpowiedzi:)

Pozdrawiam!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Październikowe denko

Hejka:)

Prawie niemożliwe (a jednak!), że październik już za nami. I nadszedł czas na prezentację zużyć minionego miesiąca. Denko średniej wielkości, moim zdaniem, mam przeyjemność Wam dziś przedstawić. Bez większych ceregieli:

  • kolor zielony - produkt godny uwagi...
  • kolor pomarańczowy - mam mieszane uczucia...
  • kolor czerwony - temu produktowi mówię "nie".




  1.  Woda toaletowa Lancome Hypnose - mam pewne obawy, iż mimo przejścia na naturę, do tej wody mogę wracać:) Uwielbiam ten aromat kwiatów, przechodzący w elegancki, stonowany zapach:).
  2. Tonik do twarzy Made in Home (przepis z ZSK) - naprawdę godny uwagi produkt, świetnie odświeża twarz, nie podrażnia oczu. Na pewno znowu zrobię:)
  3. Antycellulitowy peeling do ciała Alverde - zapach intensywny, ale przyjemny, jednak dla mnie nieco za delikatny, wolę mocniejsze zdzieraki. Raczej do siebie nie wrócimy - więcej - klik.
  4. Mydło dr. Bronner - zapewne w pełni  naturalne, jednak zapach odrzuca na kilometr, kojarzy mi się z jakimiś komunistycznymi płynami. A ja lubię, kiedy myjąc ręce otula mnie przyjazny aromat.
  5. Żel do kąpieli Lavera - jak już przetestuję wszystko co chcę, możemy do siebie powrócimy, ale tylko latem. Więcej znajdziecie tutaj.
  6. Odżywka do włosów Pat&Rub - ta mała próbka, nawet mnie zainteresowała. Efekt przyjemny. Być może nabędę...
  7. Szampon do włosów Pat&Rub - tu już nieco gorzej, ale też nie chciałabym skreślać produktu po użyciu jednej próbki. Także nie wiem. Jeśli kiedyś wpadnie mi w łapki, chętnie przetestuję.
  8. Maska regenerująca Pat&Rub - mimo widocznych zachwytów na Waszych blogach, jestem na nie. Po użyciu całego opakowania, miałam wrażenie, że me włosy znalazły się w gorszym stanie. Ratowałam je olejami, które jak widzę, wielbią ponad wszystko. Nie kupię ponownie.
  9. Płyn do płukania jamy ustnej - nie zachwycił mnie, a wręcz miałam cofki, płucząc nim usta. Temu panu podziękujemy.
  10. Dezodorant w sprayu Alterra - bardzo miłe zaskoczenie. Przyjemny, choć intensywny z początku zapach i radzi sobie. Jednak poległ w sytuacji stresowej. Ale za to go nie skreślam, bo takowych mam niewiele. Plus "zawrotna" cena - na pewno jeszcze się kiedyś spotkamy.
  11. Żel morelowy do kąpieli Alterra - niestety wszystkie zapachy żeli Alterry mnie nie kręcą, a lubię mieć przyjemność mycia. Są bardzo sztuczne i nie zamierzam do nich wracać.
  12. Maseczka Luvos - okrycie tego roku, jak dla mnie. Jest świetna i z przyjemnością do niej wrócę, jak i do innych produktów marki Luvos. Tutaj więcej informacji o maseczce.
  13. Kula kąpielowa Organique - moja miłość. Są fantastyczne. Piękny, długotrwały zapach. Uwielbiam. Będę nabywać przy każdej nadarzającej się okazji:)
  14. Sól kokosowa do kąpieli Lavera - to również dobry wybór i sądzę, że mimo dalszych poszukiwań, jeszcze do siebie wrócimy. Nie wszystkie zapachy mnie porwały, o czym tutaj możecie poczytać.
  15. Maseczka do twarzy Lavera - nie ma na zdjęciu, bo gdzieś się zapodziała zużyta saszetka, ale miło się z nią współpracowało. Następnym razem jednak, nie wybiorę różanej, ale z radością każdą inną:) Zapraszam na recenzję - klik.

Nie ukrywam, że październik, był miesiącem wielu nowości. Niektóre na stałe zagoszczą w mojej kosmetyczce, do niektórych wrócę. Ale są też takie, na które więcej nie spojrzę nawet;)

A jak Wasze zużycia kochani? Opublikuję notkę i lecę wyczytywać, jak Wam poszło w październiku:)

Pozdrawiam!

czwartek, 31 października 2013

Maseczka The Sacred Truth Lush... boo!

Witajcie:)

Powiedzcie mi na początek, jak u Was z obchodami Halloween? Bo w UK, to czyste szaleństwo... Aczkolwiek my jakoś specjalnie nie celebrujemy tego dnia... No może troszkę, wieczornym seansem z dreszczykiem i kukurydzą w dłoniach;) Najbardziej to chyba mój 7-letni syn, który upodobał sobie świecącego duszka i musieliśmy dziś po niego jechać. Ma swoje stroje i strachliwe maski... A skoro o strachach mowa i ja nieco Was postraszę;)
Czas leci niemożliwie szybko i właśnie dziś przedstawiam Wam ostatnią maseczkę do twarzy, w dobiegającej końca akcji Maliny... A jest to, dopiero co nabyta, maź z Lusha, z serii świeżych maseczek do twarzy The Sacred Truth.





Producent:
Dojrzała skóra, potrzebuje więcej opieki. Nie lubimy deklaracji o powstrzymywaniu starzenia, bo to nie możliwe, ale starannie dobrane składniki, korzystnie wpłyną na skórę dojrzałą. Żeń-szeń i zielona herbata zadziałają antyoksydacyjnie. Świeża pszenica poradzi sobie z wolnymi rodnikami. Bogate, zmiękczające składniki, takie jak siemię lniane, jaja, olej z wiesiołka, masło shea, lanolina, olej kokosowy i miód ukoją i nawilżą. Glinka kaolin pomoże oczyścić skórę, a papaja pomaga rozpuścić martwe komórki skóry.

Skład:
Ginkgo Leaf and Brown Linseed Infusion, Kaolin, Talc, Honey, Fresh Papaya, Glycerine, Organic Yoghurt, Fresh Free Range Eggs, Shea Butter, Evening Primrose Oil, Lanolin, Bentonite Gel, Extra Virgin Coconut Oil, Ginseng Root Powder, Green Tea Powder, Fresh Wheatgrass, Bee Pollen, Ylang Ylang Oil, Rose Absolute, Lavender Oil, Rosewood Oil, *Benzyl Salicylate, *Geraniol, *Benzyl Benzoate, *Farnesol, *Limonene, *Linalool, Perfume
 
*occurs naturally in essential oils


W zakręcanym, wygodnym, plastikowym pojemniku ukryto 75 gram zielonkawej, stosunkowo gęstej mazi - rzekłabym dosłownie na dzisiaj;)


  
Po otwarciu  pojemniczka do naszych nozdrzy dochodzi bardzo miły, trawiasty zapach. Sama mikstura nie wygląda przyjemnie. Jednak tym nie warto się zrażać. Niewiele się zastanawiając, wykonałam demakijaż i na porządnie oczyszczoną twarz, załadowałam maskę. Nigdy nie żałuję, zatem po chwili, solidna, grudkowata warstwa otuliła me lico. W ciągu 5-10 minut mamy czas na nasze kreatywne działania. Zatem poklikałam sobie fotki i teraz Was nieco postraszę;) 

Boo

  
Z czasem zaczyna zasychać na skórze, dlatego nie ma co przesadzać z trzymaniem - wystarczy 5-10 minut. Kiedy już nawdychałam się trawiastego aromatu, pobawiłam aparatem, poszłam zmyć ten cały ambaras. Zadanie, do najłatwiejszych nie należy, ale gąbka jest dobra na takie bolączki. Spojrzałam na oczyszczoną twarz i poczułam zachwyt nad własną cerą;) Naprawdę wyglądała pięknie, dawno jej takiej nie widziałam. Świetnie wygładzona, rozpromieniona, och i ach! Nie żałuję ani pensa wydanego na maseczkę. Już się polubiłyśmy i zapewne będziemy do siebie chętnie wracać. Aktualnie, zgodnie z zaleceniami producenta, mieszka w lodówce i czeka na kolejne spotkanie:) Nie wszystkie produkty Lusha są naturalne, ale ta maseczka owszem, ma zielony skład.

Cena: £5.95/ ok. 30 zł

Znacie produkty Lusha? Czy ktoś z Was miał od nich maseczki? Piszcie proszę, bo jestem ogromnie ciekawa Waszych opinii...


A na zakończenie moi drodzy: Trick or treat? - abyście mi nie zrobili psikusa, mam dla Was coś... Jednak, zamiast słodkiego, by nam w tyłki nie szło, daruję Wam jednego kwiatka z helołinowego bukietu, jaki dostałam od moich chłopaków - niczym czarownica hehe




Pozdrawiam!





dostępne także na: Przepis na Kobietę

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *