czwartek, 31 października 2013

Maseczka The Sacred Truth Lush... boo!

Witajcie:)

Powiedzcie mi na początek, jak u Was z obchodami Halloween? Bo w UK, to czyste szaleństwo... Aczkolwiek my jakoś specjalnie nie celebrujemy tego dnia... No może troszkę, wieczornym seansem z dreszczykiem i kukurydzą w dłoniach;) Najbardziej to chyba mój 7-letni syn, który upodobał sobie świecącego duszka i musieliśmy dziś po niego jechać. Ma swoje stroje i strachliwe maski... A skoro o strachach mowa i ja nieco Was postraszę;)
Czas leci niemożliwie szybko i właśnie dziś przedstawiam Wam ostatnią maseczkę do twarzy, w dobiegającej końca akcji Maliny... A jest to, dopiero co nabyta, maź z Lusha, z serii świeżych maseczek do twarzy The Sacred Truth.





Producent:
Dojrzała skóra, potrzebuje więcej opieki. Nie lubimy deklaracji o powstrzymywaniu starzenia, bo to nie możliwe, ale starannie dobrane składniki, korzystnie wpłyną na skórę dojrzałą. Żeń-szeń i zielona herbata zadziałają antyoksydacyjnie. Świeża pszenica poradzi sobie z wolnymi rodnikami. Bogate, zmiękczające składniki, takie jak siemię lniane, jaja, olej z wiesiołka, masło shea, lanolina, olej kokosowy i miód ukoją i nawilżą. Glinka kaolin pomoże oczyścić skórę, a papaja pomaga rozpuścić martwe komórki skóry.

Skład:
Ginkgo Leaf and Brown Linseed Infusion, Kaolin, Talc, Honey, Fresh Papaya, Glycerine, Organic Yoghurt, Fresh Free Range Eggs, Shea Butter, Evening Primrose Oil, Lanolin, Bentonite Gel, Extra Virgin Coconut Oil, Ginseng Root Powder, Green Tea Powder, Fresh Wheatgrass, Bee Pollen, Ylang Ylang Oil, Rose Absolute, Lavender Oil, Rosewood Oil, *Benzyl Salicylate, *Geraniol, *Benzyl Benzoate, *Farnesol, *Limonene, *Linalool, Perfume
 
*occurs naturally in essential oils


W zakręcanym, wygodnym, plastikowym pojemniku ukryto 75 gram zielonkawej, stosunkowo gęstej mazi - rzekłabym dosłownie na dzisiaj;)


  
Po otwarciu  pojemniczka do naszych nozdrzy dochodzi bardzo miły, trawiasty zapach. Sama mikstura nie wygląda przyjemnie. Jednak tym nie warto się zrażać. Niewiele się zastanawiając, wykonałam demakijaż i na porządnie oczyszczoną twarz, załadowałam maskę. Nigdy nie żałuję, zatem po chwili, solidna, grudkowata warstwa otuliła me lico. W ciągu 5-10 minut mamy czas na nasze kreatywne działania. Zatem poklikałam sobie fotki i teraz Was nieco postraszę;) 

Boo

  
Z czasem zaczyna zasychać na skórze, dlatego nie ma co przesadzać z trzymaniem - wystarczy 5-10 minut. Kiedy już nawdychałam się trawiastego aromatu, pobawiłam aparatem, poszłam zmyć ten cały ambaras. Zadanie, do najłatwiejszych nie należy, ale gąbka jest dobra na takie bolączki. Spojrzałam na oczyszczoną twarz i poczułam zachwyt nad własną cerą;) Naprawdę wyglądała pięknie, dawno jej takiej nie widziałam. Świetnie wygładzona, rozpromieniona, och i ach! Nie żałuję ani pensa wydanego na maseczkę. Już się polubiłyśmy i zapewne będziemy do siebie chętnie wracać. Aktualnie, zgodnie z zaleceniami producenta, mieszka w lodówce i czeka na kolejne spotkanie:) Nie wszystkie produkty Lusha są naturalne, ale ta maseczka owszem, ma zielony skład.

Cena: £5.95/ ok. 30 zł

Znacie produkty Lusha? Czy ktoś z Was miał od nich maseczki? Piszcie proszę, bo jestem ogromnie ciekawa Waszych opinii...


A na zakończenie moi drodzy: Trick or treat? - abyście mi nie zrobili psikusa, mam dla Was coś... Jednak, zamiast słodkiego, by nam w tyłki nie szło, daruję Wam jednego kwiatka z helołinowego bukietu, jaki dostałam od moich chłopaków - niczym czarownica hehe




Pozdrawiam!





dostępne także na: Przepis na Kobietę

wtorek, 29 października 2013

Sole do kąpieli │Lavera

Cześć:)

Kąpiel w wannie pełnej wody i np. piany, to jedna z tych czynności, które mnie w fantastyczny sposób relaksują. Jeśli do tego dochodzi ulubiony zapach w pomieszczeniu z wanną, to już prawie rozpusta;) W związku z powyższym, dzisiejszymi bohaterkami (tak dziś będzie dużo i kolorowo) są Sole do kąpieli Lavery z serii Body Spa. Zakupiłam pełne, dwa zestawy kolorowych saszetek. Jeden zużyłam błyskawicznie, drugi (o dziwo w całości!) pozostawiłam na potrzeby recenzji, na którą serdecznie zapraszam.





Producent:
Sole Body Spa powstały z organicznej soli morskiej. Posiadają właściwości kojące i pielęgnacyjne. Pobudzają i ożywiają cało, i  umysł, jednocześnie zmiękczając skórę.

Skład:
Sea Salt (Maris Sal), Sea Salt „Flor de Sal“ (Maris Sal), Verbena Officinalis Water*, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Citrus Aurantifolia
(Lime) Fruit Extract*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil,
Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Alcohol*, Water (Aqua), Fragrance Parfum (natural essential oils), Citral**, Citronellol**, Geraniol**, Limonene**, Linalool**

* Ingredients from Certified Organic Agriculture
** Natural Essential Oils

Z racji tego, iż każda z soli ma nieco inny skład, powyżej podałam przykładowe INCI jednej z nich - Lime Sensation. Składy pozostałych soli, bez problemu odnajdziecie w sieci, choćby tutaj.


Firma Lavera w swojej ofercie ma 6 rodzai soli, myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie:) Saszetki dostępne są pojedynczo, bądź w kartonowym opakowaniu, całe 6 sztuk. Zazwyczaj kupując wszystkie nieco zaoszczędzimy... A do wyboru mamy:


 Limonkę - Lime Sensation



Miód - Honey Moments



Rożę - Rose Garden



Pomarańczę - Orange Feeling



Lawendę - Lavender Secrets



Kokos - Cocount Dream



Wszystkie, bez wyjątku, pachną intensywnie.
Moje rytuały przed-kąpielowe nie są wyuzdane;) Po prostu, nalewam gorącą wodę do wanny, wsypuję 80 gram biało-krystalicznych drobin soli, prosto z opakowania i czekam. By nie zdążyć się znudzić, siadam do kompa i wertuję strony, za kolejnymi pachnidłami do udanej kąpieli;) Po czasie wchodzę do łazienki, a w nozdrza uderza mnie przepiękny zapach, np. limonki, który zdążył roznieść się po całym pomieszczeniu. Uczciwie zachęcona (czasem zapalam świeczkę), wskakuję do wody, gdzie nie wyczuwam już ani jednej ostrej drobinki. Kolor wody pozostaje naturalny. Właśnie limonka, to aromat, który spośród wszystkich, najbardziej przypadł mi do gustu. Ku mojemu zdziwieniu, uwiodła mnie jeszcze lawenda. Pozostałe, jak dla mnie, to przeciętniaki. A najmniej lubię zapach róży, ale to moje ogólne preferencje, jeśli chodzi o kosmetyki.
Niestety po kąpieli, nasze ciało, już nie pamięta cudownego zapachu sprzed chwili,  jednak jest przyjemnie odświeżone i odżywione, podobnie, jak zmysły:)

Cena (promocyjna): 6 sztuk ok. £7/ ok. 35 zł

Znacie sole Lavery? A może inne, równie atrakcyjne? Piszcie, bo jestem niezmiernie ciekawa, jakie też sole i zapachy preferujecie:)

pozdrawiam:)


dostępne także na: Przepis na Kobietę

sobota, 26 października 2013

Maseczka do twarzy Pearl And Silk Mask Michael Todd True Organic

Witajcie:)

Czas na kolejną maseczkę w ulubionej przeze mnie akcji Maliny. Przyznam szczerze, że dzięki tej zabawie, pokochałam częste maseczkowanie. Dwa razy na tydzień, to takie moje minimum. I w związku z tym, drugi raz położyłam maseczkę z nieznanej mi dotychczas firmy Michael Todd True Organic. Maseczka przeciwstarzeniowa, o pięknej nazwie Perła i Jedwab:) Aby się dowiedzieć czy udało nam się znaleźć wspólny język, zapraszam do dalszej lektury... Pearl And Silk Mask Michael Todd:







Producent:
Perła i Jedwab, to bardzo delikatna maseczka, zapewniająca nawilżenie i złuszczanie. Wykorzystuje moc ziołowej perły i jedwabnych aninokwasów, aby skórę oczyścić, nadać miękkości i jedwabistości. Jeśli myślisz, że maski są tylko dla dojrzałych cer, pomyśl raz jeszcze. Kluczem do promiennej skóry jest oczyszczenie porów, zminimalizowanie bakterii i odżywienie. Dzisiejsze maski z Michaela Todda zamieniają wygląd szarej, zmęczonej cery w promienny blask.
Stosować 2-3 razy w tygodniu.

Skład:
Aloe Barbadensis (Organic Aloe) Juice, Vegetable Glycerin, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel), Euterpe Oleracea (Acai Fruit) Pulp Powder, Phenoxyethanol, Mica, Titanium Dioxide, Carbomer, Hydrolyzed Silk, Pearl Powder, Essential Oils, Sodium Benzoate, Glucolactone, Citric Acid*

*powyższy skład pochodzi ze strony MTTO, natomiast na opakowaniu mojej maski jest jeszcze jeden, delikwent Tetrasoduim EDTA - firma twierdzi, że go już w składzie nie ma, a ja nie wiem w co wierzyć:( - klik.
Produkt jest organiczny, ponieważ zawiera 96% składników pochodzenia organicznego...


Wszystkie opakowania tej firmy celują prosto w mój gust. Prosta, elegancka kolorystyka i takiż design sprawiają, że czuję się nieco luksusowo;) Podobnie jest z maseczką, której w "smacznym" opakowaniu, otrzymujemy aż 100 ml. To kolejna cecha produktów MTTO - mają niestandardowo większe objętości.
Konsystencja maski jest rzadka, taka mi się jeszcze w dorobku  nie trafiła. Jest biała i perłowa, wygląd taki na "bogato";)




Mimo, że jest lejąca, nakłada się szybko i sprawnie. Nigdy nie żałuję tych dobroci... Na twarzy jest prawie niewidoczna, tylko się świecimy, nawet nie wspomnę, jak to mój małż określił;)
Bezpośrednio po aplikacji czułam pieczenie, jednak z czasem, zazębiając się o siebie, przechodzi w chłodzenie, by pod koniec  dawać wrażenie więcej niż lekkiego ściągnięcia...
Po 15 minutach, zmywam ten "błysk" z twarzy i przecieram tonikiem... I tu mam odczucie intensywnego oddziaływania mazidła na skórę, bo tonik po masce lekko mnie podrażnia...
Widać, gładką, oczyszczoną cerę, jednak jak dla mnie bez efektu wow. Mam też małe zastrzeżenie co do nawilżenia według mnie jest zdecydowanie znikome, aczkolwiek jakieś jest;)
Spokojnie z przyjemnością zużyję większą resztę specyfiku, ale czy kupię ponownie, nie wiem. O tym zadecydują dalsze obserwacje:)

Wiem, że niektórzy z Was [przynajmniej jestem pewna jednej osóbki;)] mają kosmetyki z Michaela Todda. Co o nich sądzicie? Skusilibyście się na powyższy produkt?
Jak Wam idzie akcja Maliny? Piszcze śmiało - jestem ciekawa;)

pozdrawiam!





dostępne także na: Przepis na Kobietę

czwartek, 24 października 2013

Porzeczkowy żel pod prysznic Alverde

Hej, hej:)

By nie tracić czasu, przydreptałam  do Was z kolejnym produktem. Tym razem mam przyjemność przedstawić Porzeczkowy żel pod prysznic Alverde. Kosmetyk certyfikowany przez międzynarodową (europejską) jednostkę NaTrue. Czy mnie urzekł? Zachęcam do dalszej eksploracji notki...;)







Producent:
Cudownie owocowy zapach świeżych porzeczek, czarnego bzu i ekstraktu z winogron o ekologicznej formule. Receptura z łagodnymi środkami powierzchniowo - czynnymi. Sól morska czyści delikatnie, ale dokładnie nie wysuszając skóry.

Skład:
Aqua, Sodium Coco-Sulfate, Glycerin, Lauryl Glucoside, Sodium Lactate, Maris Sal, Sambucus Nigra Flower Extract*, Ribes Nigrum Fruit Extract*, Vitis Vinifera Fruit Extract*, Sodium Cocoyl Glutamate, Disodium Cocoyl Glutamate, Alcohol*, Parfum**, Limonene**

* składniki z upraw ekologicznych
** z naturalnych olejków eterycznych


W zwykłej, plastikowej, acz poręcznej butelczynie otrzymujemy 250 ml przeźroczystego, średnio gęstego żelu.



Butelka zamykana na wygodny klik, z możliwością postawienia "na głowie" przy wykańczaniu produktu... widać ile płynu jeszcze zostało...
I dłużej Was już nie potrafię trzymać w niepewności;) Ten zapach - nie ma cienia "ściemy" w słowach producenta - jest cudowny i całkowicie mną zawładnął:) Jest uniwersalny, czy w upały, czy w chłody sprawia, że kąpiel to zmysłowa rozpusta. Zero słodkich nut, czy chemicznych zgrzytów. Choć nie czuję czarnego bzu ani winogron, jest idealnie wyważony. Celuje prosto w nos, który mojemu umysłowi przesyła rozkoszne nuty, pozwalające na czysty relaks w "tabunach" piany.
Chyba nie muszę wspominać, że żel nie wysusza i równie skutecznie podkręca nasze zmysły zarówno w wannie pełnej wody, jak i pod prysznicem. Mało rzec, że godny polecenia. To mój must have wśród żeli. I już kombinuję, jak zdobyć koleje opakowania, bo domyślacie się, że w UK ze "świecą szukać" Alverde. Co tu wiele mówić, cena, prosty, ale przyjemny design, obezwładniający zapach, wydajność i jakość mówią same za siebie...
Tonia, dokładnie wiedziałaś co robisz, dokładając do mich zakupów tę perełkę:) Dziękuję!

Wiem, że wielu z Was doskonale zna firmę. Jakie jeszcze "pewniaki" z Alverde polecacie?

pozdrawiam


dostępne na: Przepis na Kobietę


niedziela, 20 października 2013

Rewitalizująca maseczka do twarzy, dzika róża - Lavera

Witajcie,

Przedstawiam kolejną gwiazdeczkę, w ramach akcji Maliny, w której uczestniczę w październiku. Tym razem w roli głównej dzika róża, olejek awokado i olejek makadamia w maseczce z Lavery do skóry suchej i wymagającej.





Producent:
Pielęgnująca maseczka Lavery wzbogacona ekologicznymi olejkami z orzeszków makadamia, awokado oraz dzikiej róży, to intensywna pielęgnacja dla suchej skóry twarzy. Bogata terapia o dogłębnie odżywczej formule zapewnia niezbędną regenerację i poprawia elastyczność skóry. Zapewnia dogłębne nawilżenie, rewitalizujące i regeneruje komórki skóry wygładzając ją i ochraniając przed utratą wilgoci.
Stosować 1-2 razy w tygodniu. Po nałożeniu odczekać 10-15 min, a następnie zmyć z twarzy ciepłą wodą. Jeśli skóra jest bardzo przesuszona lub zniszczona można pozostawić maskę na noc bez zmywania dla osiągnięcia szybszych efektów pielęgnacyjnych.

Skład:
Water (Aqua), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Glycerin, Alcohol*, Cellulose, Myristyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Hydrogenated Lecithin, Xanthan Gum, Hydrogenated Palm Glycerides, Macadamia Ternifolia Seed Oil*, Prunus Armeniaca Kernel Oil*, Lysolecithin, Lecithin, Rosa Canina Fruit Extract*, Sambucus Nigra Flower Extract*, Sodium Hyaluronate, Tocopherol, Brassica Campestris (Rapeseed) Sterols, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Fragrance (Parfum)**, Citronellol**, Geraniol**, Linalool**, Limonene**, Citral**  


10 ml maski otrzymujemy w jednorazowej saszetce. Ubolewam, że Lavera nie ma także masek w pojemnikach czy tubkach, o większych ilościach.
Po oczyszczeniu cery, biała maź powędrowała na twarz, szyję i dekolt. Bezcenne: mina i słowa małża po moim wyjściu z łazienki: "Straszysz!";).
Konsystencja nieco rzadsza, niż w poprzednich tego typu produktach, które napotkałam, acz wystarczająca, by nie spływała. Od aplikacji towarzyszy nam zapach róży... ale nie tak uciążliwy, jak w przypadku bułgarskich kosmetyków. Choć za różanym aromatem w specyfikach pielęgnacyjnych, nie przepadam, ten jest znośny... Teraz siedzę do 15 minut, jak zmyję przedstawię Wam spostrzeżenia [...].
Jednak nieco mi zapach przeszkadzał;) Ale już po usunięciu ujrzałam mą buźkę jakąś taką odświeżoną, na pewno nawilżoną, mimo, że maseczka sprawiała wrażenie lekkiego ściągania. Ów produkt, zapewne jest dedykowany sucharkom;) Ciekawa jestem, jakby to wyglądało, gdyby zostawić na noc, jak sugeruje producent - nie sprawdzę, bo nie lubię tak wysmarowana zasypiać, ale może ktoś z Was wypróbuje?
Tak czy owak działanie mazidła, jak dla mnie zadowalające. Mam jeszcze dwie takowe maseczki i nie wiem czy użyję, ze względu na zapach...

Ręce do góry, kto zna i używał maseczek Lavery... Jestem ciekawa, jakie Wy maski do twarzy lubicie? Piszcie kochani, chętnie poznam nowości:)



Pozdrawiam i udanego tygodnia życzę!

piątek, 18 października 2013

Haul nie tylko zakupowy / jedynie dla czytelników o stalowych nerwach;)

Cześć:)

Od ostatniego tego typu posta minęło sporo czasu, a ktoś mnie podpytywał, kiedy pokażę:D Zatem są i jeśli macie na tyle siły, i chęci to zapraszam do przeglądnięcia nabytków z ostatniego miesiąca, no może więcej - łudzę się przynajmniej;)

Nie zachowałam już kolejności, ale to teraz bez znaczenia, komoda tak czy siak wypchana po brzegi...;)
Na początek, dzięki uprzejmości niezwykle miłej osóbki Czarnej Ines udało mi się nabyć nieco skarbów z Alverde i nie tylko. Kochana, jeszcze raz ogromniaste dziękuję!



Na zdjęciu od lewej: mydło mango, tusz do rzęs, który się u mnie sprawdza, dezodoranty, szampon, krem do rąk i stóp z Weledy, a z kolorówki: bronzer, cienie, kredka do brwi i do oczu, pomadka, konturówka i błyszczyk. Na zdjęciu zabrakło  maseczek z Lavery i linera Alverde.


Kolejną niesamowitą osobą jest Hexxana, która nie tyle, że bezinteresownie przysłała mi olejek do włosów, którego po jej opisie zapragnęłam, ile dołączyła inne cudowności. A najbardziej mnie urzekła niewielka karteczka z życzeniami powodzenia w użytkowaniu. Bardzo sympatyczny gest i jakże radosny:) Hexx, dziękuję za wszystko!



Gapa, nie sfociłam kartki:( A na zdjęciu genialny olejek Oilmedica i reszta dobroci...


Kolejne zakupy, w sumie także poczynione dzięki Czarnej Ines w Aptece Słonik. Ceny fantastyczne, a obsługa bardzo ciepła i na wysokim poziomie.



Himalaya krem i scrub do stóp - niestety ze względu na chemiczne komponenty w składzie (klik), produkty te wylądowały w prezentach. Następne: peeling Organic Cosmetix, pasta do zębów i mnóstwo próbek, które z zakupami w Słoniku, otrzymacie po wpisaniu hasła z bloga Czarnej Ines. Ach i na zdjęciu zabrakło niespodzianki, jaką otrzymałam od Słonika - zegarek na rękę:)


Z serii nowe odkrycia, firma polecona przez Wizażankę - Michael Todd True Organic. Już się boję chodzić po forach;)



Od lewej, maseczka do twarzy, krem nawilżający, tonik, peeling do twarzy, emulsja oczyszczająca, serum, krem pod oczy. Firma załączyła jeszcze kilka próbek, których na zdjęciu nie widać. Jestem zauroczona opakowaniami, które są iście w moim guście:) Co do działania, wkrótce... Szkoda tylko, że firma nieco kuleje z informacją, o czym więcej poczytacie tutaj.


Poniżej wynik śledzenia Waszych YouTubów;) Książki, które uznałam za niezbędne. Jestem w trakcie czytania Bobbi Brown i zakupu nie żałuję.





Kolejne nabytki, to klasyczny przykład buszowania po Waszych blogach;) I co nieco z Bio Beaute by Nuxe.



Od lewej: bronzer, który ze względu na nie trafiony kolor, wyląduje w łapkach pewnej osóbki.  Woda toaletowa, i dwie sztuki kremów do rąk. Kompletnie nie znam marki, także zobaczymy...


I jeszcze ciepłe, z wczoraj... Poleciałam na otwarcie TK Maxxa w naszej wsi, z nadzieją na huczne obchody, a poza balonikami nijak nie było ono czczone;) Tak czy siak pomiędzy patelnią, wypasionym zeszytem do angielskiego, drobiazgami dla rodziny musiałam wcisnąć coś z mazideł - no jakby inaczej;)



Znalazłam serum pod oczy Organix Cosmetix i szampon do włosów Australian Organics... Okrutnie jestem ich ciekawa, jednak muszą czekać na swoją kolej...


Koniec rozpusty! Mówię pas i aż już się boję do Was zaglądać i cokolwiek czytać;) Teraz mile  widziane głównie krytyczne recenzje hehehe Może to mnie uratuje... Najśmieszniejsze, że nawet nie muszę wychodzić z domu, by ogołocić konto i zapchać komodę - większość powyższych dóbr, to wynik klikania z kanapy w klawiaturę;)

O Was też pamiętam i wkrótce ogłoszę rozdanie, także bądźcie czujni:)

Piszcie proszę, o czym byście poczytali w pierwszej kolejności? W miarę oczywiście zużywania, postaram się umieszczać opisy kolejnych produktów...


pozdrawiam ciepło!

wtorek, 15 października 2013

Pielęgnacyjny, koloryzujący balsam BBB do twarzy │Pat&Rub

Witajcie:)

Powiem Wam po cichu, że ten tydzień zaczął się dla mnie nieco felernie. Poniedziałek rano, a ja zaspałam. Mimo to jakimś cudem zdążyliśmy z synem do szkoły, a dziś było trochę lepiej acz bez szału;) Mam nadzieję, że Wy macie się znacznie ciekawiej w temacie rannego wstawania...
Po rozważaniach nad uczciwością i składami firm naturalnych, przyszło mi do głowy stworzenie bazy "kwiatków", którą znajdziecie w zakładce "Naturalnie nienaturalne" i  jednocześnie zachęcam Was do współtworzenia zbioru...
Natomiast dziś zapraszam do poczytania o produkcie, który w zeszłym roku podbijał blogosferę, mianowicie BBB z Pat&Rub. Tak, również uległam modzie na kremy BB, ale skorzystałam z oferty naturalnej. Nie będę się za wiele rozwodzić na ten temat, bo już napisano wiele. Pokrótce, tradycyjnie kilka słów od producenta, skład i jedynie mój subiektywny związek z produktem.



Producent:
Pielęgnacyjny, Koloryzujący Balsam do Twarzy. Wysoka ochrona, 100% filtry mineralne
Chroni, zapobiega oznakom starzenia, Zastępuje makijaż. Hipoalergiczny - 100% .

Balm - Balsam:
Więcej niż krem -  pielęgnacyjny balsam z  filtrem mineralnym o wysokiej ochronie UVB i UVA do twarzy, szyi i dekoltu. SPF 30

Beauty:
Intensywnie pielęgnuje skórę twarzy, szyi i dekoltu. Chroni i odbudowuje włókna kolagenowe. Przywraca skórze równowagę hydrolipidową i nawilża. Zwiększa odporność i elastyczność skóry, poprawia jej napięcie. Zwalcza wolne rodniki. Jednocześnie chroni skórę twarzy, szyi i dekoltu przed niekorzystnym wpływem promieni UV i fotostarzeniem.

Blemish:
Zastępuje  fluid. Jest koloryzowany naturalnymi pigmentami. Dodatek pigmentów oraz dwutlenku tytanu sprawiają, że krem maskuje niedoskonałości skóry.

Krem do stosowania na dzień, szczególnie polecany na słoneczne dni. Pielęgnuje, chroni przed UV, zastępuje fluid.
Nie zawiera alergenów.


Skład:
Aqua, Zinc Oxide, Caprylic/Capric Triglyceride, Glyceryl Isostearate, Polyhydroxystearic Acid, Titanium Dioxide, Stearic Acid, Alumina, Olea Europaea Oil Unsaponifiables, Propanediol, Galactoarabinan, Argania Spinosa Kernel Oil, Cetearyl Alcohol, Squalane, Yeast Amino Acids, Tricalcium Phosphate, Morinda Citrifolia Extract, Chondrus Crispus (Carrageenan) Extract, Cetearyl Glucoside, Glyceryl Stearate, Oryza Sativa (Rice) Bran Wax, Squalene, Phytosterols, Tocopherol, Tocotrienol, Calophyllum Inophyllum Seed Oil, Benzyl Alcohol, Glycerin, Salicylic Acid, Sorbic Acid, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, CI 77492, CI 77491, CI 77499, Iron Oxide, Sodium Dilauramidoglutamide Lysine, Magnesium Chloride


Przechodząc do rzeczy. W bardzo zgrabnym i poręcznym, smukłym opakowaniu otrzymujemy 50ml kremu do zużycia w ciągu pół roku od otwarcia. Posiada najbardziej higieniczne i wygodne rozwiązanie, o czym Was nie muszę zapewniać, jakim jest pompka. Etykieta jest trwała i mimo dłuższego używania nie niszczeje - lubię:).
W ofercie Pat&Rub znajdziecie dwa kolory do wyboru: jaśniejszy i ciemniejszy. Sięgnęłam po drugą opcję i okazała się trafiona. Zresztą, balsam bardzo dobrze stapia się ze skórą, także wrażenie zaciemnienia szybko znika, ten wpada w żółtawe tony. Konsystencja jak dla mnie zwyczajna.






Zanim dogadałam się z BBB w kwestii nanoszenia na twarz, stoczyliśmy kilka walk z pomocą akcesoriów, tj. pędzel i gąbka. Stanęło na tym, że jedynym słusznym rozwiązaniem jest nakładanie bezpośrednio palcami i delikatne wklepanie mazidła pod koniec aplikacji. Niestety krem paskudnie brudzi, nie tylko nasze palce i wszystko czego się nimi dotkniemy, ale także wszelkie bluzki, apaszki etc..
Ale, po nałożeniu jestem zachwycona efektem. Otrzymujemy swego rodzaju aksamitność, wyrównanie kolorytu skóry i delikatne "glow".  Jednak kiedy nałożymy puder czar natychmiast pryska, dlatego, używając tego "bejbika" matuję tylko okolice oczu, gdzie nakładam korektor, by nie stracić całego uroku. Nie zgadzam się z producentem, że krem zastępuje fluid, gdyż krycie jest delikatne, nie maskuje większych niedoskonałości skóry. Radzi sobie z niewielkim zaczerwieniem i słabymi piegami. Akurat od BB nie wymagam wielkiego krycia, a na niedoskonałości mam korektor, ale jeśli ktoś liczy na to,  że zastąpi nim tradycyjny podkład, to muszę go zawieść.
Nałożony na krem z Lavery najzwyczajniej w świecie się roluje. Najlepiej czuje i zachowuje się samodzielnie, zwłaszcza w ciepłe dni. Na dłuższą metę, nie współpracuje z pudrami, ani bronzerami. Po czasie robią się w miejscach nałożenia powyższych, plamy.
Latem po niedługim czasie działo się z nim dziwadło, nie do końca bym powiedziała, że się ważył, ale miejscami wyglądał tragicznie. Tworzyły się takie wysuszone plamy, w których produkt nierównomiernie się zbierał. Na szczęście jesienią tego problemu nie ma, ale jakby nie było, producent poleca nam balsam "szczególnie na słoneczne dni"...
Mam też wątpliwości, co do właściwości nawilżających, albo jestem okropny sucharek;) Tak czy siak pozwala się stosować na twarz porządnie nawilżoną nocą, a z rana przemytą jedynie tonikiem.
Niestety nie pieję z zachwytu nad powyższym BBB, choć skład iście zielony. Wiem, że do niego nie wrócę. Jestem zdania, że produkt z tej półki cenowej, nie powinien sprawiać nam najmniejszych kłopotów, a trochę mam poczucie, że muszę obchodzić się, jak z jakiem. Choć potrafi zachwycić, jak dla mnie jest zbyt chimeryczny i foszasty;) Raczej do siebie nie wrócimy. Spieszę, by go wykończyć, bo już na oku mam kolejny krem BB:)

pozdrawiam Was ciepło:)

Aaa, bym zapomniała.
Serdecznie wszystkim dziękuję za wypełnienie ankiety i komentarze dotyczące obróbki zdjęć z kosmetykami. W ankiecie wzięło udział 31 osób, co nie jest wystarczającą próbą, do wyciągnięcia wiarygodnych wniosków. Niemniej większość, zaaprobowała, taki sposób prezentowania zdjęć - przez obróbkę graficzną. Po przemyśleniu, doszłam do wniosku, że najchętniej chciałabym się nauczyć robić tak cudne zdjęcia, jak wielu z Was. Z ukochaną przeze mnie głębią ostrości, cudnymi kompozycjami, czy też w plenerze. I to by mnie dopiero w pełni satysfakcjonowało. Póki się nie nauczę, jakoś znoście proszę, moje cudaki a ja z góry dziękuję:)

dostępne także na: Przepis na Kobietę

poniedziałek, 14 października 2013

Off topic: Czy i gdzie jest EDTA? - Michael Todd

Cześć,

Niedawno, za sprawą pewnej, sympatycznej Wizażanki - Agaty, miałam okazję poznać nową, naturalną firmę Michael Todd True Organic. Z nieukrywaną ekscytacją prześledziłam stronę firmy - klik. Oczarowana założeniami, sklepem, składami MTTO, postanowiłam skorzystać z oferty i nabyć co nieco z asortymentu marki. Przesyłkę z USA, otrzymałam bardzo szybko. Uradowana wypakowałam nowe skarby. Cieszyłam oczy opakowaniami, dotykałam, oglądałam, czytałam... I nagle doznałam szoku, bo w składzie dwóch produktów: toniku - Cranberry Antiox Lotion - Hydrating Anti-Aging i maseczki - Pearl and Silk facial mask, znalazłam Tetrasodium EDTA. Składnik pochodzenia chemicznego, który w ogóle nie powinien znajdować się w produktach naturalnych. O samym EDTA,  więcej informacji znajdziecie tutaj.
Zwróciłam się do MTTO z prośbą o wyjaśnienie, jak to się stało, że na opakowaniu widnieje taki składnik, a na stronie, przy danych produktach, nie ma o nim wzmianki.





W odpowiedzi dowiedziałam się, że tego składnika w moich produktach nie ma, stronę firma aktualizuje najszybciej, jak to możliwe, dlatego tam też nie ma. To dlaczego widnieje na etykiecie moich produktów? Nie otrzymałam żadnej ulotki informującej, czy naklejki z nowym składem, czy też informacji na stronie, bym była spokojna, bo firma nie zdążyła wymienić opakowań, ale produkt jest wolny od chemii... Na sugestię, że przecież mogłam zapytać o składy, przed dokonaniem zakupów, zareagowałam nie małym zdziwieniem, no bo w końcu, gdzie kupuję i co? W życiu bym nie wpadła na tak radosny pomysł, by w sklepie z taką filozofią i zielonymi składami dopytywać, czy aby na pewno nie ma tam chemii... Z resztą niech nawet będzie cała tablica Mendelejewa, ale mam prawo o tym wiedzieć, albo, że była i firma jeszcze nie zastąpiła starych etykiet nowymi z adekwatnym składem. Koniec końców otrzymałam kupon rabatowy i kilkukrotne przeprosiny oraz zapewnienie, że produkty są wolne od Tetrasodium EDTA...

Jakie mam podstawy, by temu wierzyć?
Nadal na stronie nie zawisła informacja korygująca, chyba, że MTTO wreszcie zmienił opakowania... Mówiąc szczerze mam mieszane uczucia, bo mimo, że mnie uwiedli, takim postępowaniem nadwyrężyli moje zaufanie.
Czy ktoś z Was zna Michela Todda? Możecie powiedzieć mi, że spokojnie mogę im zawierzyć? Myślicie, że taka polityka firmy jest w porządku?

Podobna sytuacja spotkała wymienioną we wstępie Agatę - klik.

dostępne także na: Przepis na Kobietę

sobota, 12 października 2013

Maseczka anti-aging z olejkiem sojowym - Luvos

Cześć:)

Jak Wam mija weekend? Bo mi jakoś pracowicie i szybko;) A teraz relacja prawie, że na gorąco z planu mojej łazienki. Mianowicie dosłownie przed chwilą, zmyłam z twarzy maseczkę Luvos anti-aging z olejkiem sojowym, certyfikowaną BDIH. Dokładnie tę i w ramach akcji Maliny mam przyjemność przedstawić:



 


Producent:
Maseczka oparta na bazie glinki mineralnej oraz organicznego oleju sojowego. Pobudza mechanizmy ochronne komórek, poprawia napięcie skóry, dodając jej młodego wyglądu. Zawiera składniki aktywne z mikroalg morskich oraz rumianek, które neutralizują objawy stresu na skórze.

Skład:
Aqua, Sorbitol, Alcohol, Caprylic/Capric Triglyceride, Loess, Glycerin, Cetearylalcohol, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Glyceryl Stearate Citrate, Glycine Soja (Soybean) Oil*, Glyceryl Stearate, Cetearyl Glucoside, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Bentonite, Chrysanthellum Indicum Extract (Chrysantheme), Sceletonema Costatum Extract (Alge), Camellia Sinensis Leaf Extract (Tee), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Tocopherol (Vitamin E), Xanthan, Sodium Hydroxyde, Parfum (Natural Essential Oil), CI 77891 (Titanium Oxides), CI 77491, CI 77499 (Iron Oxides), CI77492 (Iron Hydroxides).
* z kontrolowanych upraw biologicznych
** z naturalnych olejków eterycznych


Maseczka, to połączone ze sobą dwie saszetki, każda o pojemności 7.5 ml. W zupełności wystarczająca ilość na dwukrotne pokrycie twarzy, szyi i dekoltu. A nanosi się z przyjemnością. Delikatny zapach, może nie konwalii, ale miły, towarzyszy naszej czynności, a potem wyczuwamy woń podczas 10-15 minutowego trzymania maseczki. Przy tym nikogo nie straszymy, bo maź ma kolor bliski kolorytowi cery - beżowo brązowy. Z czasem wysycha na twarzy, delikatnie ściągając skórę. Po odpowiednim czasie - spędzonym na miłej pogawędce z CosmOlą;) - usunęłam maseczkę gąbką (to rewelacyjne akcesorium do zmywania mazideł) bez większych problemów. Moim oczom ukazała się niezwykle wygładzona skóra twarzy. Lekko zaczerwieniona w dwóch miejscach od tarcia, ale po chwili koloryt się wyrównał. Bardzo przyjemna w dotyku buzia aż emanowała blaskiem i cichutko kwiczała z zachwytu;) Olej sojowy, słonecznikowy, glinka, algi i witaminy zrobiły swoje. Nawet alkohol widniejący dość wysoko w składzie nie zaszkodził. Przetarłam twarz tonikiem i nałożyłam krem na noc.
Na tę chwilę została mi druga saszetka, którą zużyję z radością, bo to było miłe i skuteczne przeżycie wieczora. A Wam z całego serca mogę polecić produkt z ładnym składem i dobrym działaniem:) W asortymencie firmy znajdziecie jeszcze maseczkę: peelingującą, antystresową, nawilżającą. Sama z chęcią ponownie po którąś z nich sięgnę.

Cena: 6.90 zł

Na razie spotkałam się głównie z maseczkami, jeśli chodzi o Luvos. A Wy znacie te maseczki? A może inne produkty Luvos?




pozdrawiam i życzę udanego wieczoru i niedzieli:)

wtorek, 8 października 2013

Wrześniowe denko

Witam ponownie:)

Bardzo lubię widzieć pustkę w pojemnikach po kosmetykach. To jest ten moment, kiedy wiem, że będę mogła sięgnąć po coś nowego, często jeszcze nieznanego, choć są już stali bywalcy mej kosmetyczki:) We wrześniu nawet trochę wykończyłam. Nie powiem, żebym była niezadowolona...
Przechodząc do rzeczy...

  • kolor zielony - produkt godny uwagi...
  • kolor pomarańczowy - mam mieszane uczucia...
  • kolor czerwony - temu produktowi mówię "nie".






  1. Olejek aromatyczny eukaliptusowy - używałam w okresie przeziębienia. Wlewałam kilka kropel do niepachnącego już wosku YC. Na pewno do olejku wrócę, gdy zajdzie potrzeba.
  2. Próbki maseł Pat&Rub - niewiele mogę po nich powiedzieć, przyjemnie pachną... Nie wiem czy kupię.
  3. Pasta do zębów Alverde - zawiera śladowe ilości fluoru, jednak to nie powód dla którego do niej nie wrócę. Nie czułam wystarczającego odświeżenia w jamie ustnej.
  4. Żel do kąpieli Alterra (miniatura) - nie kupię, ponieważ zapach, jak dla mnie jest sztuczny. Miały być brzoskwinki, a jest coś...
  5. Płyn micelarny made in home z ZSK - nie powiem dobry produkt. Przede wszystkim dobrze radził sobie z makijażem, zarówno twarzy, jak i oczu. Chętnie do niego wrócę.
  6. Balsam do ust Lavera - już myślę, by ponownie zakupić:). Więcej znajdziecie w recenzji.
  7. W opakowaniu po maśle z TBS umieściłam pomarańczowe masełko made in home, którego dokładny opis znajdziecie tutaj. Na pewno już nie zrobię pomarańczowego - to nie moja bajka;)
  8. Z kolei w tym opakowaniu był kawowy peeling do ust made in home. Niestety zamiast ekstraktu, użyłam zwykłej kawy sypanej i tym zepsułam. Bo podczas stosowania ziarenka dostawały się do buzi, a to nie należało do przyjemności;) W efekcie wykorzystałam na ciało. A wkrótce zrobię nowy już z ekstraktem kawowym, który grzecznie czeka:)
  9. Próbka kremu Weleda Skin Food, który w efekcie jej użycia zakupiłam w pełnowymiarowym opakowaniu. Recenzja pojawi się na blogu.
  10. Serum do twarzy A'kin  - niestety miałabym go jeszcze na spokojnie ok. miesiąca użytkowania, ale mi się skubaniec wylał i tym sposobem sięgnął dna:( W tym wypadku żałuję. Więcej o produkcie poczytacie tutaj.
  11. Maseczka peel off Oriflame  - nie najgorsza, jednak do niej nie wrócę. Zapraszam do zapoznania się z recenzją.
  12. Batonik kąpielowy limonka i makadamia - szczerze mówiąc, więcej nie kupię. Zapach słabo wyczuwalny i kiepsko rozpuszcza się w wodzie. Ładnie tylko wygląda taki nowy z opakowania;) Gorętszymi uczuciami darzę kule Organique:)
  13. Mydło do rąk Yves Rocher - aplikator do bani. Mydło strzelało poza ręce, zapach średni. Nie uwiodło mnie to mydełko. O niebo bardziej zadowolona byłam z mydeł Dove.
  14. Balsam do stóp Pat&Rub - tak ten produkt jest wart uwagi. Zapach wycelowany w mój gust. Zapraszam, tutaj znajdziecie więcej o kremie.
  15. Sól kokosowa Lavera - wszystkie sole z Lavery uważam za genialne. I już rozmyślam, by napisać o nich post:)
  16. Woda toaletowa Hypnose Lancome - jak dla mnie cudowna. Otula mnie kwiatowym aromatem kolorowych kwiatów:)
  17. W kolejnym pojemniku TBS mieszkał kawowy peeling do ciała made in home. Miałam napisać recenzję, jednak nie wiem czy gdzieś nie posiałam receptury. Jeśli znajdę opiszę, bo był świetny:)
  18. Kula kąpielowa Organique - nie pamiętam już zapachu, ale wszystkie zakupione są wspaniałe. Lekko natłuszczają nasze ciało, a zapach towarzyszy nam jeszcze długo, długo po kąpieli.

A jak Wasze denka? Część widziałam, acz oczekuję kolejnych:) Znacie się z powyższymi produktami? Lubicie?

Jeszcze kilka godzin aktualna jest ankienta dotycząca zdjęć z tych postów - znajdziecie ją w prawym panelu bocznym:
  • Dead Sea Spa Magic - maseczka do twarzy - klik
  • Żel pod prysznic Lavera - klik
  • Balsam do stóp Balm Balm - klik

Będzie mi miło, jeśli zechcecie zagłosować. Dziękuję!

pozdrawiam:)

niedziela, 6 października 2013

Dead Sea Spa Magik - Boosting Mask maseczka do twarzy

Witajcie!

W pierwszym poście z cyklu akcji Maliny - październik miesiącem maseczek - przygotowałam dla Was maskę pobudzającą do twarzy Dead Sea Spa Magik Boosting Mask.


zdjęcie opracowane cyfrowo przeze mnie, elementy moje (by Strawberries Designs)

Producent:
Dead Sea Spa Magik Boosting Mask natychmiast poprawia wygląd skóry. Posiada działanie odżywiające, wzmacniające i rewitalizujące. Preparat zawiera błoto z Morza Martwego i wykazuje natychmiastowe i niezwykłe rezultaty. Delikatnie oczyszcza i usuwa zanieczyszczenia, nadając skórze świeży, zdrowy blask. Delikatna w działaniu, przeznaczona dla skóry najbardziej suchej i wrażliwej.

Skład:

Harmonised WaterTM* (Aqua, Maris Sal), Hydrogenated Polyisobutene, Propylene Glycol (food grade) , Glycerin1, Maris Limus (Dead Sea Mud), Cetanol2, Petrolatum, Glyceryl Stearate2, Phytosqualane3, Titanium Dioxide, PEG-40 Stearate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)4, Butylene Glycol, Phenoxyethanol, Sorbitan Tristearate, Allantoin5, Tocopheryl Acetate (Vitamin E), Parfum (Fragrance)**, Ethylhexylglycerin, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract***, Tilia Vulgaris (Linden Blossom) Flower Extract***, Melissa Officinalis (Lemon Balm) Leaf Extract***, Aspalathus Linearis (Rooibos) Leaf Extract***, Iodopropynyl Butylcarbamate. Source - 1Vegetable, 2Coconut Oil, 3Olive Oil, 4Karite Tree Fruit, 5Comfrey (Plant). *Special de-ionised water with pure Dead Sea Minerals - Magnesium, Potassium, Calcium, Sodium as Bromides, Chlorides and Sulphates

**Allergen-free blend with essential oils
*** Certified as organic according to the EEC council regulation No. 2029/91

żródło:
http://www.hollandandbarrett.com/pages/product_detail.asp?pid=2200&prodid=2451


Przyznam Wam, że od dawna mierzyłam się z zamiarem przedstawienia tytułowej bohaterki. Jednak pełna wątpliwości, nie potrafiłam zdecydować się na jednoznaczną ocenę. Akcja, nieco przymusiła mnie do pokazania Wam jej w całej krasie:)
W zwyczajnej tubce, otrzymujemy 75 ml specyfiku. Całość opakowana w kartonik na miarę. Prosty, biało-beżowo-niebieski design skupia na sobie uwagę. Nie jest w żadnym razie wyszukany, jednak ustawione na półce sklepowej produkty, mimowolnie przyciągają oko.
Maska o kremowej konsystencji i białej barwie, zdaje się nieco tępo rozprowadzać na twarzy, jednak bez większych komplikacji. Konsystencja nie pozwala spływać produktowi. Po 10 do 15 minut zmywamy maseczkę, a naszym oczom ukazuje się gładkie lico. Nie ma cudów i fajerwerków. Twarz w miarę oczyszczona, gładka i przyjemna w dotyku. Mimo to, nie czuję wielkiej przyjemności stosowania. Dziwny zapach, również nie pogłębia mojego uczucia wobec białej mazi. Szczerze powiedziawszy, liczyłam na nieco więcej. Przyglądając się kolejnym produktom marki, zauważyłam, że na aromatyczną rozkosz nie ma co liczyć. Tak czy siak, spełnia swoje zadanie i jest przeznaczona dokładnie do potrzeb mojej suchej i wrażliwej cery. Zużyję co mam [albo i nie, bo zauważyłam, że ma znielubione przeze mnie PEG-i w składzie - a niby firma naturalna:(] i do niej nie wrócę. Nie mniej zachęcam do przetestowania, bo a nuż komuś bardziej przypadnie do gustu.

Cena: ok. £7 / ok. 35 zł

Znacie produkty marki DeadSea SPA Magic? Jestem też ciekawa jakie maseczki preferujecie?





Wiem, że się powtarzam, jednak pytanie dotyczące zdjęć (z wcześniejszych postów), jest nadal aktualne. Jeśli z jakiś powodów nie czujecie się na siłach oceniać zdjęć w komentarzach, proszę wypełnijcie ankietę (po prawej na pasku bocznym) anonimowo. Jeszcze przez dwa dni można wyrazić w ankiecie swoją opinię. Pozwoli mi to poznać Wasze zdanie i podjąć decyzję.


Wkrótce ogłoszenie wyników rozdania z Bingo Spa:)

Pozdrawiam i miłego, niedzielnego popołudnia życzę:)

dostępne także na: Przepis na Kobietę

sobota, 5 października 2013

Akcja Maliny. Październik miesiącem maseczek

Witajcie:)

Na wstępie serdecznie witam nowych Obserwatorów. A wszystkim dziękuję za zaufanie i odwiedziny. Czas pomyśleć o rozdaniu, choćby z okazji 500 Obserwatorów;) Myślę, że wkrótce coś się pojawi... bądźcie czujni...
A dziś chciałabym Was zaprosić do drugiej edycji akcji Maliny: Październik miesiącem maseczek, w której sama z radością wezmę udział. W zeszłorocznej akcji nie miałam okazji bawić  się z Maliną.
A to świetny moment na intensywną "terapię" cery. Po cudownym lecie, warto się przygotować na zimę i zrobić wszystko, by nasza twarz była piękna i zadbana. Szczerzę mówiąc, nie mam pojęcia, czy uda mi się spełnić wszystkie warunki zabawy, jednak kto nie ryzykuje ten nie żyje;)
Wszystkich, którzy  tylko mają ochotę, zapraszam do wzięcia udziału w akcji i/lub śledzenia tej na Kosmetycznej Wyspie:)







Zasady i cel akcji:

1. Zamieść raz w tygodniu recenzję co najmniej jednej testowanej maseczki.
2. Umieścić zasady akcji w poście na swoim blogu i napisz kto Cię zaprosił.
3. Zaproś do akcji 5 osób.
4. Umieść baner w bocznym pasku z linkiem do Akcji MALINY.

Cel akcji:

- zachęcenie do chwili relaksu, aby zrobić coś tylko dla siebie,
- zadbanie o swoją twarz bez względu na wszystkie obowiązki,
- poprawienie swojego wyglądu,
- wyrobienie sobie nawyku nakładania maseczki raz w tygodniu,
- radość i duma ze swojego wyglądu.


Ze swojej strony zaprosiłam: Czarną Ines, Tajnashii, CosmOlę, Hexx, Łucję. Dziewczyny, może skorzystacie. Będzie mi niezwykle miło:)

pozdrawiam

środa, 2 października 2013

Żel pod prysznic i do kąpieli limonka - werbena Lavera

Cześć,

Mam nadzieję, że tydzień mija Wam według ustalonego planu, bez specjalnych, niemiłych niespodzianek. Mnie owszem. Poza pracą, spędzam go na małych i większych przyjemnościach. Na niektóre z nich oczekuję każdego dnia, wypatrując listonosza. Ale sza, nic więcej nie zdradzę;)
Przechodząc do rzeczy. Na tapetę biorę dziś żel wiodącej, niemieckiej marki Lavera, która funkcjonuje na rynku od 1987 roku. Założyciel Thomas Haase szukając leku wśród przyrody (tradycyjne maści i leki nie pomagały) na problemy skórne, odkrył moc składników naturalnych. Wreszcie stworzył swój pierwszy balsam do ust, a po czasie otworzył firmę, która z powodzeniem do dziś prosperuje.
Żel pod prysznic i do kąpieli Lime Sensation z serii Body Spa




Producent:
Naturalny, orzeźwiający i rewitalizujący żel. Olejek z trawy imbirowej(?) i gliceryny roślinnej chronią skórę przed wysuszeniem. Łagodne środki powierzchniowo-czynne na bazie kokosa i cukru, delikatnie oczyszczają skórę. Słoneczny zapach werbeny i limonki cudownie stymulują i orzeźwiają ciało i umysł.


Skład:
Water (Aqua), Glycerin, Coco Glucoside, Caprylyl/Capryl Glucoside, Sodium Coco-Sulfate, Verbena Officinalis Water*, Citrus Aurantifolia (Lime) Fruit Extract*, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Water*, Xanthan Gum, Alcohol*, Cymbopogon Martini Oli*, Fragrance/ Parfum (natural essential oils), Citral**, Geraniol**, Limonene**, Linalool**

* ingredients from certified organic agriculture, ** natural essential oils

źródło:
http://www.naturisimo.com/index.cfm?nme=
http://www.pravera.co.uk/lavera-natural-cosmetics


Po takim opisie producenta trudno mi było nie skusić się na ów żel. I bez owijania w bawełnę powiem, że w 100% się z nim zgadzam:) Od żelu do kąpieli cudów nie wymagam. Ma nie wysuszać skóry, myć i przyjemnie pachnieć. Wraz z żelem Lavera otrzymujemy znacznie więcej. Komfort użytkowania niesamowity. W upały (które o dziwo w tym roku zaskoczyły UK) uwielbiałam taplać się w wodzie z użyciem powyższego specyfiku. Kąpiel z werbonowo-limonkowym żelem to orgia zmysłów. Delikatny zapach limonki mnie rozluźnia i koi. Nie mam ochoty nawet zmywać tej sporej ilości piany. Mogłabym się tak z nim pluskać bez końca. Jesienią równie wspaniale się czujemy razem. Przeźroczysta konsystencja galaretowego żelu, sprawia mi wiele przyjemności, a także tego właśnie od kosmetyku oczekuję.




Stojąca na zakrętce tuba, jest wygodna w użytkowaniu, produkt łatwo się aplikuje, bo jest miękka. Opakowanie od początku przez cały okres stosowania zachowuje wygląd. Nie posiada naklejek, cała grafika jest jakąś magiczną, prawdopodobnie wodoodporną, techniką nanoszona. Trudno mi się odnieść do wydajności, bo używam kilka żeli jednocześnie.
Seria Body Spa to również aromat kokosu, pomarańczy, miodu i róży. Nie wiem czy podobnie ma się sytuacja z pozostałymi zapachami. Spośród wymienionych interesuje mnie jeszcze kokosowy na zimę. Jak tylko zużyję zapasy oblegające komodę, myślę, że się skuszę:)

Cena: ok. £5/ ok. 25zł - teraz jest ciut droższy

Znacie się z Laverą? Jestem ciekawa Waszych doświadczeń, także piszcie proszę...

Pytanie dotyczące zdjęć, z ostatniego posta, jest nadal aktualne. Jeśli z jakiś powodów nie czujecie się na siłach oceniać zdjęć w komentarzach, proszę wypełnijcie ankietę (po prawej na pasku bocznym) anonimowo. Pozwoli mi to poznać Wasze zdanie i podjąć decyzję.
Dziękuję i pozdrawiam:)


edit:
Jeszcze mi się przypomniało kochani. Ostatnie chwile dosłownie zostały, by wziąć udział w rozdaniu - znajdziecie tutaj. Zapraszam serdecznie!

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *