czwartek, 31 października 2013

Maseczka The Sacred Truth Lush... boo!

Witajcie:)

Powiedzcie mi na początek, jak u Was z obchodami Halloween? Bo w UK, to czyste szaleństwo... Aczkolwiek my jakoś specjalnie nie celebrujemy tego dnia... No może troszkę, wieczornym seansem z dreszczykiem i kukurydzą w dłoniach;) Najbardziej to chyba mój 7-letni syn, który upodobał sobie świecącego duszka i musieliśmy dziś po niego jechać. Ma swoje stroje i strachliwe maski... A skoro o strachach mowa i ja nieco Was postraszę;)
Czas leci niemożliwie szybko i właśnie dziś przedstawiam Wam ostatnią maseczkę do twarzy, w dobiegającej końca akcji Maliny... A jest to, dopiero co nabyta, maź z Lusha, z serii świeżych maseczek do twarzy The Sacred Truth.





Producent:
Dojrzała skóra, potrzebuje więcej opieki. Nie lubimy deklaracji o powstrzymywaniu starzenia, bo to nie możliwe, ale starannie dobrane składniki, korzystnie wpłyną na skórę dojrzałą. Żeń-szeń i zielona herbata zadziałają antyoksydacyjnie. Świeża pszenica poradzi sobie z wolnymi rodnikami. Bogate, zmiękczające składniki, takie jak siemię lniane, jaja, olej z wiesiołka, masło shea, lanolina, olej kokosowy i miód ukoją i nawilżą. Glinka kaolin pomoże oczyścić skórę, a papaja pomaga rozpuścić martwe komórki skóry.

Skład:
Ginkgo Leaf and Brown Linseed Infusion, Kaolin, Talc, Honey, Fresh Papaya, Glycerine, Organic Yoghurt, Fresh Free Range Eggs, Shea Butter, Evening Primrose Oil, Lanolin, Bentonite Gel, Extra Virgin Coconut Oil, Ginseng Root Powder, Green Tea Powder, Fresh Wheatgrass, Bee Pollen, Ylang Ylang Oil, Rose Absolute, Lavender Oil, Rosewood Oil, *Benzyl Salicylate, *Geraniol, *Benzyl Benzoate, *Farnesol, *Limonene, *Linalool, Perfume
 
*occurs naturally in essential oils


W zakręcanym, wygodnym, plastikowym pojemniku ukryto 75 gram zielonkawej, stosunkowo gęstej mazi - rzekłabym dosłownie na dzisiaj;)


  
Po otwarciu  pojemniczka do naszych nozdrzy dochodzi bardzo miły, trawiasty zapach. Sama mikstura nie wygląda przyjemnie. Jednak tym nie warto się zrażać. Niewiele się zastanawiając, wykonałam demakijaż i na porządnie oczyszczoną twarz, załadowałam maskę. Nigdy nie żałuję, zatem po chwili, solidna, grudkowata warstwa otuliła me lico. W ciągu 5-10 minut mamy czas na nasze kreatywne działania. Zatem poklikałam sobie fotki i teraz Was nieco postraszę;) 

Boo

  
Z czasem zaczyna zasychać na skórze, dlatego nie ma co przesadzać z trzymaniem - wystarczy 5-10 minut. Kiedy już nawdychałam się trawiastego aromatu, pobawiłam aparatem, poszłam zmyć ten cały ambaras. Zadanie, do najłatwiejszych nie należy, ale gąbka jest dobra na takie bolączki. Spojrzałam na oczyszczoną twarz i poczułam zachwyt nad własną cerą;) Naprawdę wyglądała pięknie, dawno jej takiej nie widziałam. Świetnie wygładzona, rozpromieniona, och i ach! Nie żałuję ani pensa wydanego na maseczkę. Już się polubiłyśmy i zapewne będziemy do siebie chętnie wracać. Aktualnie, zgodnie z zaleceniami producenta, mieszka w lodówce i czeka na kolejne spotkanie:) Nie wszystkie produkty Lusha są naturalne, ale ta maseczka owszem, ma zielony skład.

Cena: £5.95/ ok. 30 zł

Znacie produkty Lusha? Czy ktoś z Was miał od nich maseczki? Piszcie proszę, bo jestem ogromnie ciekawa Waszych opinii...


A na zakończenie moi drodzy: Trick or treat? - abyście mi nie zrobili psikusa, mam dla Was coś... Jednak, zamiast słodkiego, by nam w tyłki nie szło, daruję Wam jednego kwiatka z helołinowego bukietu, jaki dostałam od moich chłopaków - niczym czarownica hehe




Pozdrawiam!





dostępne także na: Przepis na Kobietę

Top Gaduły

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *