Hejka:)
Jak to dobrze, że już piątek, prawda? Wy też z takim utęsknieniem od poniedziałku oczekujecie piątku? Bo ja bardzo hehe
A cóż dzisiaj? Otóż z radością przedstawiam Wam domowej roboty masło do ciała w 100% naturalne oczywiście. Pierwszy mój domowy wyrób kosmetyczny. Właściwie to nie pierwszy, bo kiedyś miałam przygodę z robieniem kremu, ale to już prehistoria i o ile dobrze pamiętam nie wyszedł mi - acz to była robota od zera z woskiem pszczelim nawet...
Tymczasem pierwsze masło Made in Home też nie do końca mi wyszło takie, jak chciałam. Miała to być z założenia pianka, czy też ubita śmietana, którą można trzymać poza lodówką. Jednak zbyt szybko się topi i muszę trzymać w lodówce, przez co konsystencja jest bardziej zbita.
Dodatkowo, jakieś licho mnie podkusiło, by dodać witaminy w proszku All in one, które niestety nie do końca rozpuściły się w tłuszczach i przy rozsmarowywaniu czuć delikatne tarcie. Mimo tych mankamentów masło kompletnie nie traci na wartości, ani ciut. W całości składa się z naturalnych produktów, bogatych w witaminy i nie tylko.
Do produkcji smarowidła użyłam:
- 50g masła shea,
- 50g masła mango - nie ma na zdjęciu,
- 50g masła kokosowego - nie ma na zdjęciu
Czwartą część całości stanowią oleje i witaminy:
- 10g olejku jojoba,
- 10g olejku migdałowego,
- 15g olejku arganowego,
- 9g olejku makadamia,
- 5g olejku ze słodkich pomarańczy,
- 1g witamin All in one
Dodałam jeszcze pół buteleczki kuchennego olejku migdałowego dla aromatu i być może tym zepsułam konsystencję masła i spowodowałam, że błyskawicznie topi się w temperaturze pokojowej. I tak nie czuć masełka migdałami;)
Wszystko (z wyjątkiem All in one - je dodałam po ostygnięciu) umieściłam razem w ceramicznym pojemniku i delikatnie podgrzewałam w mikrofali. Następnie miksowałam kilka minut, po czym na kilka minut wkładałam do zamrażalki. I tak kilka razy. Robiła się biała, zbita obwódka na misce, którą usuwałam nożykiem i całość znów miksowałam. Na końcu była zastygnięta biało-żółta masa, którą zmiksowałam na konsystencję bitej śmietany. I taka powinna się zachować, jednak jak pisałam, możliwe, że zaburzyłam proporcje olejkiem migdałowym i mi się topi poza lodówką. 200g gotowego produktu umieściłam w opakowaniu po masełku z TBS (bardzo pozytywnie wspominam, acz na wakacjach się skończyło), wygodne i estetyczne, jak znalazł:)
Mimo wszystkich popełnionych błędów, to masło jest rewelacyjne. Dzięki olejkowi pomarańczowemu ślicznie, świeżo pachnie i ma delikatnie żółte zabarwienie. W zetknięciu ze skórą natychmiast zamienia się w olejek.
Bardzo łatwo rozsmarowuje się na ciele acz trochę czasu się wchłania, no ale właściwie to same tłuszcze, więc nie ma co się dziwić. Ciało jeszcze długo po aplikacji pachnie pomarańczami. Skóra staje się aksamitna i świetnie nawilżona. Używam codziennie, ale nawet, jak czasem zapomnę skóra nie jest sucha. Na pewno jeszcze kiedyś zrobię to masło, albo podobne. Jednak wolałabym o zapachu mango, ale muszę jeszcze zużyć olejek pomarańczowy - może będę mieszać;)
A Wy robiliście masła Made in Home? A może inne kosmetyki? Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń i doświadczeń:)