Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DIY. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DIY. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 października 2014

Nawilżająca maseczka z awokado ♥ │HomeMade │DIY

Witajcie,

Dawno, a nawet bardzo dawno, nie przedstawiałam kosmetyku "domowej roboty". A jednak, w zaciszu kręcę co nieco od czasu do czasu. I tak niedawno, przygotowałam arcy prostą maseczkę do twarzy.
Inspiracją okazała się niewielka książeczka "Kosmetyki naturalne" Helen Rech, ofiarowana mi przez dziewczyny (klik) - dziękuję ♥. Znajdziecie tam o wiele więcej interesujących przepisów. Tymczasem zapraszam na moją wersję Nawilżającej maseczki z awokado...



Aby wykonać maseczkę do jednorazowego zastosowania, potrzebujemy:

  • 1 dojrzałe awokado,
  • 5 ml kwasu hialuronowego 1% lub gliceryny,
  • 1 łyżka miodu,
  • 1 - 2 łyżki wybranego oleju, w tym wypadku użyłam perilla,
  • 1 ml witaminy E - opcjonalnie.


Po wyjęciu pestki z avokado, miąższ wydłubałam łyżeczką i rozgniotłam widelcem. Po kolei dodawałam pozostałe komponenty, po czym wszystko, jeszcze raz dokładnie wymieszałam.
Moja wyszła rzadka, dlatego polecam dodać nieco ulubionej glinki (lub zmiksowanych płatków owsianych), aby otrzymać bardziej zwartą konsystencję. Nie ma się co oszukiwać, ale wyglądu to ta maź nie ma za grosz - zobaczcie...




Skład - "to co tygryski lubią najbardziej" robić przy DIY ;)

Persea Gratissima (Avocado), Perilla Ocymoides Seed Oil, Hyaluronic Acid, Mel (Honey), Tocopherol.


Przy mojej maseczce pomógł mi mąż - inaczej się nie dało;). Położył mi pędzelkiem na twarzy, kiedy już leżałam z ręcznikiem pod głową - jak się okazało słusznie, bo dziadostwo migrowało po twarzy, spływało na włosy i wszędzie dookoła...
Niemniej po ok. 25 minutach, kiedy zmyłam z siebie zielone ustrojstwo [syn  nie omieszkał przywołać na tę okoliczność Shreka:P - dobrze, że tylko jego;)] moja twarz wyglądała cudownie, wow!

 


Naprawdę to było coś. Wyrównany koloryt, aksamitność w dotyku, wyraźne i długotrwałe nawilżenie - to wszystko spowodowało, że z przyjemnością wrócę do maski. Niezwykle odświeżający i subtelny zapach, podnosi komfort stosowania:).
Pozostaje mi Was jedynie zachęcić. Jeśli nie macie powyższych składników, sam owoc jest na tyle bogaty, że wystarczy wymieszać z dwiema łyżkami jogurtu i też będzie dobrze:).


To jak? Ręka do góry, kto podejmuje wyzwanie
i wkrótce pokaże swoje naturalne dzieło i efekty?

 

O samym owocu:

Awokado - pochodzi z Ameryki środkowej i południowej. Owoc bogaty jest w witaminę A, C i E, białko, miedź i tłuszcze jednonienasycone. Obniża cholesterol, poprawia wzrok i metabolizm. Dzięki swoim wartościom odżywczym służy nie tylko zdrowiu, ale także urodzie.
Polecany jest zwłaszcza dla cery dojrzałej. Redukuje zmarszczki, poprawia napięcie  i uelastycznia. Chroni przed działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych oraz wolnych rodników . Pobudza także syntezę kolagenu. Świetnie sprawdza się przy cerze suchej i wrażliwej, ponieważ nawilża, wzmacnia naturalną barierę ochronną skóry i zapobiega utracie wody z naskórka. Na powierzchni skóry powstaje film ochronny dzięki czemu jej stan znacznie się poprawia.
Osobiście nie przepadam za awokado w diecie, ale w pielęgnacji jestem bardzo chętna. Można stosować na wiele miejsc: twarz, np. w maseczce, na włosy, na stopy i dłonie - w postaci np. peelingów...


źródło:
http://www.spa24.pl/awokado-w-kosmetyce.html, http://kobieta.wp.pl/gid,15858755,img,15858823,kat,52556,title,7-pozakuchennych-zastosowan-awokado,galeriazdjecie.html



pozdrawiam


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Kawowy peeling do ust a'la Pat&Rub ♥ │Home Made

Witajcie,

Przy okazji recenzji peelingu kawowego Pat&Rub (znajdziecie tutaj), obiecałam, że zrobię podobny zdzierak. I oto jestem z recepturą - starałam się, by była bardzo zbliżona do oryginału. Na ile mi to wyszło, pozostawiam Waszej ocenie:). Tymczasem mam przyjemność przedstawić Wam sposób  na Peeling do ust kawowy a'la Pat&Rub...
 
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że można wziąć cukier z miodem i też zadbać o usta... Acz myślę, że ekscytujące jest poczucie, iż mamy prawie oryginał, wydziergany własnymi łapkami i nie musimy polować na promocje:).

Ilość składników, opracowałam na 40 g peelingu - oryginał ma 25 g. Z całych sił starałam się , przybliżyć do sklepowego specyfiku,  jednak receptura, nie jest jego idealną kopią. Ale po kolei... Zacznijmy od rozszyfrowania składu peelingu z P&R:

Xylitol, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Coffea Arabica (Coffe) Seed Oil, Hydrogenated Vegetable Oil, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, Mica, Iron Oxide.

Xylitol - dietetyczny cukier brzozowy. Mój peeling nie będzie odchudzony;)
Prunus Amygdalus Dulcis - olej ze słodkich migdałów.
Coffea Arabica Seed Oil, Hydrogenated Vegetable Oil - te dwa składniki razem, to nic innego, jak masło kawowe, dostępne w sklepach z półproduktami - nie widziałam w ZSK, ale  to się zawsze może zmienić;).
Tocopherol - witamina E, jej maksymalne stężenie w kosmetykach do 1%, zatem to miejsce w składzie, jest świetnym punktem odniesienia do ustalenia gramatury poszczególnych komponentów.

Beta-Sitosterol  - naturalny emolient roślinny.
Squalene - skwalen, dostępny w sklepach z półproduktami.

Dwa powyższe produkty, w moim peelingu, zastępuje olej jojoba - zawiera skwalen i przy okazji jest naturalnym emolientem.

Mica - mika.
Iron Oxide - naturalny barwnik, który można zastąpić zwykłym barwnikiem spożywczym w kolorze kawy. Do swojego kosmetyku, zamiast koloru, dodałam zapach kawy latte.
Można pominąć i kolor i aromat, bo masło kawowe samo w sobie już pięknie kawą pachnie. Aromat potęguje nasze odczucia, a że jestem kawoszem, nie mogłam odpuścić;).


Zatem potrzebne nam będą:

  • 28 g cukier brązowy,
  • 5.20 g olej migdałowy,
  • 5.20 g masło kawowe,
  • 0.40 g witamina E,
  • 0.40 g olej jojoba,
  • 0.40 g mika,
  • 0.40 g olejek o zapachu kawy latte.



Przed przystąpieniem do pracy, oczywistym jest zadbanie o higienę rąk, narzędzi i miejsca pracy. Już po sparzeniu zlewki i mieszadełka rozpoczynamy odmierzanie masła kawowego. Do niego dodajemy olej migdałowy i mieszamy (wszystko na zimno), do uzyskania jednolitej konsystencji. I teraz po kolei: kropla oleju jojoba, witaminy E, szczypta miki. Następnie cukier i po ponownym wymieszaniu, na samym końcu, kropla aromatycznego olejku kawa latte. Ostatecznie połączyłam wszystkie składniki i przełożyłam do pojemnika po peelingu z P&R - idealnie się zmieścił:).


I oto nasz cudaczek...




Skład - uwielbiam to robić:P
Dark Sugar, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Coffe Butter, Tocopherol, Golden Jojoba Oil, Mica, Fragrance Oil Caffe Latte.




Podoba Wam się taka podróbka?
Kto podejmie się zadania i wyprodukuje ten peeling?
A może ktoś z Was zrobi pomarańczowy na modłę Pat&Rub?
Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, proszę pytajcie:)

pozdrawiam



Dostępne też na Przepis na Kobietę.

środa, 21 maja 2014

Masło SOS a'la Green Love ♥ │DIY

Witajcie,

Zainspirowana wspaniałym i co istotne skutecznym masłem z Green Love (o którym pisałam tutaj), postanowiłam sama przygotować owo cudeńko. Z przyjemnością dzielę się dziś z Wami tą niezwykle prostą recepturą. Nazwałam je Masło SOS - jeśli macie ochotę dowiedzieć się dlaczego i jak zrobić takie masło samemu, zapraszam do dalszej lektury...



Komponentów potrzebujemy naprawdę niewiele, zarówno ilościowo, jak i wagowo. Receptura jest na nie duży słoiczek - dokładnie tyle co oryginał - 60 g:

  • olej arganowy - 30 g,
  • masło shea - 30 g,
  • olejek zapachowy - wybrałam waniliowy, ale każdy z Was może dobrać dokładnie taki, jaki lubi najbardziej - i pod względem aromatu i właściwości:) - kilka kropli.

Produkty mieszamy razem, łącząc w całość na zimno bądź na ciepło. Tym razem zrobiłam drugim sposobem. Rozpuściłam masło shea w mikrofali. Jak ostygło (sprawdzałam na dłoni, czy nie parzy), dodałam olej arganowy i waniliowy. Wstawiłam do lodówki do stężenia.  Jednak kolejny raz wymieszam na zimno, może konsystencja będzie bardziej zwarta...

Uwaga!
Bardzo ważne, by olej arganowy dodać do przestygniętego masła, bo w wysokiej temperaturze, traci swoje dobroczynne właściwości. Więcej o oleju arganowym znajdziecie tutaj.

Skład:
Organic Argan Oil (Argania Spinosa), Shea Butter (Butyrospermum Parkii), Organic Vanilia Oil (Vanilla Planifolia).


 masło na zdjęciu jeszcze nie do końca zastygło...


O tym masełku mogę mówić w samych superlatywach. Zrobiłam je przede wszystkim dlatego, że wspaniale się nadaje do pielęgnacji miejsc intymnych po goleniu - przetestowane wielokrotnie. To główny motor sprawczy w tym wypadku... Powoduje, że nie robią się swędzące krostki i zaczerwienienia. W ten sposób, przede wszystkim będę stosować moje masło. Ale ono także genialnie działa na spierzchnięte łokcie, usta i suche stopy.
Na całym ciele u mnie się nie sprawdziło - działanie świetne, jednak tłusta formuła (jakby nie było olej na pierwszym miejscu składu, a zaraz potem masło), sprawiała dyskomfort - jak wiecie nie lubię na siebie aplikować olei i oleistych mazi. Jednakże, jeśli nie macie z tym problemu, wystarczy podwoić proporcje i masła staczy Wam na dłużej, przy stosowaniu po całości:)
Od czasu zakupu oryginału, to jest mój must have. Warto, by każdy miał takie cudeńko w swojej kosmetyczce - w dodatku, w tym wypadku, za przysłowiowe "groszki" i o aromacie, jaki sobie wymarzycie i dostaniecie;).


Koszt Mała SOS: ok. £4 / ok. 20 zł - podejrzewam, że wyjdzie taniej kupując składniki w Pl
Cena oryginału Green Love: ok. £18


Dajcie znać, czy podoba Wam się przepis?
Kto podejmie wyzwanie i zrobi to masło? - śmiało ręka do góry:)

pozdrawiam


środa, 12 lutego 2014

Oczyszczająca maseczka do włosów HomeMade ♥ │DIY

Witajcie,

Niedawno wspominałam Wam, że robiłam sobie SPA. I faktycznie nawet włosy, niezwykle potraktowałam i zaaplikowałam im coś nowego, coś o czym Wam dziś opowiem, zatem w roli głównej Oczyszczająca maseczka do skóry głowy i włosów HomeMade...




Potrzebne składniki, na ilość maseczki do włosów dłuższych, za ramiona - tak do połowy łopatek mniej więcej - podane wartości są przybliżone:

  • glinka biała - 7 łyżeczek,
  • szampon - 1.5 łyżeczki,
  • olej kokosowy - 1.5 łyżeczki,
  • olej jojoba - ok. 13 kropel,
  • olejki eteryczne: grejpfrutowy, mięta pieprzowa, rumiankowy - po 3 krople każdego olejku,
  • hydrolat - w moim wypadku lipowy - odpowiedniednia ilość do uzyskania nie za rzadkiej papki.

Pokusiłam się o przygotowanie INCI - prawda, że jest piękne?:P

Skład:
Kaolin Clay, Tilia Cordata Flower Water, Eco Shampoo, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Citrus Grandis Oil, Mentla Piperita Oil, Chamomile Blue Essential Oil


Począwszy od glinki, poprzez olej kokosowy, jojoba i olejki eteryczne, wszystko umieściłam w misce...




Delikatnie mieszałam, aż olej kokosowy całkowicie się rozpuścił, następnie po troszku dodawałam hydrolatu, do uzyskania takiej papki:




I rozpoczęłam nakładanie na skalp i włosy. Tylko o zgrozo, co tak tępo? Włosy się ciągną niebywale... Tak, oczywiście zapomniałam o wcześniejszym ich zwilżeniu:P - bardzo ważne, przed nałożeniem maseczki zwilżyć włosy, bo zupełnie inaczej się ją aplikuje.
Nałożyłam worek [wreszcie muszę sobie sprawić czepek na te oleje i maski, bo aż wstyd;)], na to ręcznik i siedziałam 30 minut. Po czym umyłam włosy i zastosowałam tradycyjną pielęgnację. Zazwyczaj myję włosy na noc i pozwalam samodzielnie wyschnąć, zatem rano były cudowne, przede wszystkim wspaniale się układają:). Pięknie błyszczą, zyskały dodatkową objętość i świeżość - innymi słowy, zagościła na nich wiosna:D Nie przypuszczałam, że me włosy, po czymkolwiek, mogą wyglądać i zachowywać się lepiej, jak po olejach:P
Do zrobienia maski i regularnego (od teraz) stosowania zachęciła mnie Naturalia, i u Niej doczytacie o właściwościach poszczególnych komponentów. Ze swej strony zastosowałam hydrolat lipowy i zamieniłam olejek lawendowy na rumiankowy, zatem króciutko:

  • hydrolat lipowy: działa oczyszczająco, zmiękczająco i ochronnie na cerę wrażliwą. Polecany dla skóry skłonnej do alergii, atopowej. Dodaje włosom miękkości i puszystości...

  • olejek rumiankowy: jest dobrym środkiem do codziennej pielęgnacji włosów i skóry. Olejek zamyka łuski włosów – są lśniące, jedwabiste w dotyku, dłużej zachowują wilgoć. Wcierany we włosy hamuje odczyny autoimmunologiczne w obrębie cebulek, powstrzymując wypadanie włosów. Szczególnie korzystnie wpływa na skórę suchą i wrażliwą - to o  mnie;). Łagodzi zaczerwienienie, stany zapalne, podrażnienia, łuszczenie się... 

źródło: http://www.zrobsobiekrem.pl/, http://ukrainashop.com/opis/3325907/olejek-rumiankowy-rumianek-oleum-chamomilla-recutita-100-naturalny-5-ml-aromatika.html


Podoba mi się, że dowolnie mogę komponować składniki i dobierać ilości, w celu ukierunkowania działania specyfiku na włosy. Wam także serdecznie polecam tę zabawę. Jest naturalnie prosta i nie da się za bardzo nic zepsuć... Jak nie macie akuratnie hydrolatu, można użyć wody i też będzie dobrze:).


Czy robiłyście już tego typu mazidła na włosy?
A może macie jakieś swoje, sprawdzone  maski?

pozdrawiam


wtorek, 4 lutego 2014

Serum do włosów z keratyną HomeMade │DIY

Witajcie,


    Dziś kolejny kosmetyk z serii HomeMade, czyli robiony własnoręcznie w domu... A jest to moje zupełnie pierwsze, a co za tym idzie dziewicze Serum do włosów... Inspirację zaczerpnęłam od Italiany, która sama wyprawia własnoręcznie cuda:)






Do przygotowania 150 ml tego cudaczka potrzebujemy:

  • 76% hydrolat, np. szałwiowy - 114 ml, użyłam akurat lipowego hydrolatu,
  • 9% wyciąg z aloesu 10-krotnie zatężonego - 13.5 ml,
  • 5% witamina B3 - 7.5 ml,
  • 3% hydrolizowane białka jedwabiu - 4.5 ml,
  • 3% hydrolizat keratyny - 4.5 ml,
  • 3% elastyna - 4.5 ml,
  • 1% d-pantenol 1.5 ml.


    Zaczynamy od rozpuszczenia witamin w hydrolacie, a następnie kolejno dodajemy odmierzone składniki. Zaraz po toniku, jest to najprostszy, domowy wyrób kosmetyczny:). Jeśli chcemy przechowywać dłużej niż dwa tygodnie poza lodówką, należy zakonserwować serum. Użyłam w tym celu FEOG: 5-10 kropel na 50 ml, czyli min. 15 w tym przypadku.




    Jak wyraźnie widać na zdjęciach, otrzymujemy płyn w kolorze średnio zaparzonej herbaty, o nieco innym zapachu, niż produkty drogeryjne - dla mnie to taka cecha charakterystyczna domowych kosmetyków - specyficzny aromat;).
Zadaniem serum miało być nawilżenie (d-pantenol, jedwab, keratyna), wzmocnienie, wygładzenie (elastyna, jedwab), zwiększenie sprężystości i objętości (keratyna), zdrowy wygląd, miękkość (hydrolat lipowy) i połysk...
Aplikuję, po każdorazowym myciu głowy, spokojnie od ponad miesiąca i jeszcze jest przynajmniej 1/3 płynu. Prawie wszystko, co sobie założyłam w działaniu płynu, ma miejsce, ale przecież "prawie" czyni różnicę - w tym wypadku nie małą:D Mam nieodparte wrażenie, że serum ów, wysusza mi włosy na długości. W związku z tym, od pewnego czasu częstuję nim tylko skórę głowy i włosy w najbliższej odległości. I faktycznie jest lepiej, a włosy przestały się puszyć, co też wcześniej "mnie się na oczy rzuciło". Być może to zasługa użytego hydrolatu - jeśli cokolwiek wiecie lub się domyślacie w temacie, dajcie proszę znać...
    Zawsze własnoręcznie produkowane kosmetyki, osiągają w efekcie końcowym niższe ceny, aniżeli produkt gotowy. A ważniejsze, naprawdę mamy pewność co doń włożyliśmy, czym traktujemy naszą cerę, ciało, włosy i możemy spać w miarę spokojnie:D. 
Mam już gotowy przepis na kolejne serum, jednak tym razem wolałabym zrobić z hydrolatem szałwiowym...
Na okoliczność produkowanych przeze mnie specyfików, odświeżyłam serię i teraz nazywa się HomeMade. Przygotowałam także specjalne logo dla serii, po którym od razu będziecie rozpoznawać, produkty, które kręcę...





Wiem, że wśród Was jest wielu niedowiarków (we własne siły) i leniuszków, ale zapytam:P
Czy ktoś z Was, robił już serum, czy jakiś psik do włosów?
A może inny kosmetyk HomeMade?
Lubicie w ogóle bawić się w małych chemików?

pozdrawiam

niedziela, 26 stycznia 2014

Vanilla latte scrub do ciała ♥ │HomeMade │DIY

Witajcie,

Z racji wczorajszej, niezwykle udanej podróży do Londynu, na spotkanie Wizażanek, nie dałam rady wczoraj dodać notki. Wróciłam padnięta, ale szczęśliwa :D Zdradzę Wam tylko, że na Waterloo jest Lush... Myślicie, że  nic nie kupiłam?
A teraz mam dla Was Vanilla Latte Scrub do ciała Made in Home. Wiecie, że od czasu do czasu, lubię sobie coś ukręcić. Tym razem, padło na peeling i to nie byle jaki...






Wykonanie peelingu w domu, jest naprawdę banalne. Dobieramy składniki, podług własnych preferencji i tego, co dany produkt ma zrobić z naszym ciałem, bądź tego, co mamy akurat pod ręką;). Przy tym konkretnym, użyłam:

  • 300 g cukru ciemnego,
  • 30 g oleju migdałowego,
  • 25 g oleju kokosowego,
  • 25 g oleju makadamia,
  • 25 kropli caffe latte - olejek eteryczny,
  • 25 kropli olejku waniliowego.

Olej kokosowy należy rozpuścić - zrobiłam to w kąpieli wodnej. Dodałam kolejne oleje, cukier, a na koniec olejki eteryczne...



Ogólne działanie scrubu ma być antycellulitowe, nawilżające i ujędrniające. Do tego posłużyły mi  trzy kolejne oleje. Olej makadamia - m.in.  - silnie ujędrnia i napina zwiotczałą skórę, skutecznie pomaga zwalczać cellulit. Olej kokosowy - m.in. nawilża, odżywia i zmiękcza skórę, a także delikatnie pielęgnuje. Olej migdałowy - m.in. pielęgnuje, natłuszcza, zmiękcza i wygładza skórę. Oczywiście, to tylko mały wycinek mocy powyższych olei;)
Aby połączyć przyjemne z pożytecznym, dodałam ulubione olejki eteryczne. I powiem szczerze, zapach jest niesamowity - niczym moja latte w Starbucksie :D. Nie mogłam się powstrzymać i posmakowałam... najchętniej usiadłabym i wciągnęła cały słoik hehehe. Olejki pełnią jednak podwójną rolę. Poza cudownym aromatem, olejek waniliowy działa uspokajająco, silnie relaksująco na ciało i umysł. Daje doskonałe rezultaty w walce ze stresem. Wspiera poczucie dobrego humoru, wesołości, zwiększa zdolność kreatywności, podnosi poziom intuicji i wyobraźni, dodaje pewności siebie. A olejek kawowy - przynosi orzeźwienie i pobudzenie organizmu - czyli idealne dla mnie i pewnie nie tylko dla mnie;)



Scrub ów, należy do mocnych zdzieraków, dodatek olei pozwala na płynne sunięcie produktu po skórze. Po masażu, czuję, że skóra jest naprawdę nawilżona, delikatnie natłuszczona, odżywiona i zadbana. Subtelny zapach, towarzyszy nam jeszcze przez jakiś czas. Użycie specyfiku, to czysta przyjemność i wspaniałe efekty. Po peelingu, nie ma potrzeby dodatkowego nawilżania skóry, pozostaje bardzo delikatna powłoka z olei. W przeciwieństwie do kawowego, nie brudzi... Przynosi mi relaks, ukojenie i zadowolenie, także wszystko, czego oczekuję od kosmetyku:)
Wszystkich, także okrutnych leniwców (takich, jak ja:P), gorąco zachęcam, do wypróbowania własnoręcznie wykonanego scrubu - on tylko zachwyca. Oczywiście zapach, także dobieracie według własnych, nosowych potrzeb :D.


Ręce do góry, kto już robił peeling? Albo inny kosmetyk...
Komu lenistwo nie pozwala na własnoręczne cuda?;)
Proszę się śmiało przyznawać, tu chyba nie gryzą;)

pozdrawiam


dostępne także na: Przepis na Kobietę

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Płyn micelarny Made in Home │DIY

Witajcie,

Przyznam szczerze, że mimo, iż sporo kosmetyków "produkowałam" samodzielnie, niewiele mi się udało Wam pokazać. Zaledwie jedno masło, które znajdziecie tutaj. A wytworzyłam wiele więcej, bo i krem, peelingi do ust, do ciała, tonik... Cieszę się, że jeszcze w tym roku pokażę Wam produkt, niezwykle prosty, do samodzielnego przygotowania w domu. Jest to płyn micelarny z zieloną herbatą Made in Home.





Skład:
  • delikatny surfaktant  Sodium Cocoyl Sarcosinate – 3 g
  • hydrolat z zielonej herbaty – 40 g
  • woda demineralizowana - w tym wypadku użyłam hydrolatu lipowego - 49 g
  • proteiny zbożowe – 2 g
  • polysorbate 20 – 3 g
  • ekstrakt z szałwii muszkatołowej – 2 g
  • konserwant – 1 g

Ten konkretny produkt, ukręciłam na bazie, tzw. "gotowca" z e-naturalne - klik. I jest to oczywiście najłatwiejszy, najprostszy i najszybszy sposób, na wykonanie micela w domu.  Sama jestem początkująca i takie rozwiązanie polecam, osobom, które dopiero zaczynają przygodę z kręceniem kosmetyków. W zestawie otrzymałam także: butelkę z atomizerem, plastikową, jednorazową pipetkę, naklejkę i szpatułkę. Istotnym jest, że komplet nie zawiera wody demineralizowanej, czy hydrolatu. Do micela zastosowałam hydrolat lipowy, zamiast wody. Każdy, oczywiście może dowolnie i podług potrzeb własnej cery, dobrać odpowiednie komponenty płynu. Acz do tego potrzebna jest wiedza, której jeszcze niestety nie nabyłam;) Dlatego też, odsyłam do sklepu, jeśli chcecie zapoznać się z działaniem poszczególnych składników micela. Ze swojej strony kierowałam się nawilżającymi  cechami zielonej herbaty i ekstraktu z szałwii muszkatołowej...
Wykonanie jest banalne. Do hydrolatu wlewamy wodę, następnie resztę składników i dokładnie mieszamy - gotowe:) W tym wypadku, otrzymamy 100 ml płynu...
Plastikowa butelka, dołączona do zestawu, nie należy do najtrwalszych. Praktycznie od razu pękła nasadka, a naklejka brzydko się ściera podczas użytkowania. Dla równowagi, jest dobry spryskiwacz, ale moje pojęcie estetyki, zostało delikatnie zachwiane;) Kolejny raz, jeśli takowy będzie, wykorzystam swoje butelki, a zwłaszcza tę po toniku z Orientany - poręczna, dobry atomizer, trwała - to mi wystarczy:)
A przechodząc wreszcie do sedna sprawy, płyn micelarny Made in Home z e-naturalne, jest delikatny, nie podrażnia. Bardzo dobrze radzi sobie z demakijażem twarzy, jak i oczu. Właściwie,  micele używam głównie do zmycia oczu, bo zauważyłam, że twarz i tak, po jego użyciu, wymaga normalnego umycia mydłem, czy żelem lub balsamem. Nie wiem, jak poradzi sobie z wodoodpornymi mazidłami, mnie wystarcza to co robi teraz:) Faktycznie, jak możecie zauważyć na zdjęciach, ma kolor słabej herbaty, a zapach... hm... z tym mam lekki kłopot, bo aromaty samodzielnie kręconych kosmetyków są specyficzne, inne od drogeryjnych, nawet tych naturalnych. Aczkolwiek, nie jest nieprzyjemny;) Teraz pomyślałam, że można dodać kilka kropli ulubionego olejku eterycznego, jednak nie wiem czy się sprawdzi przy oczach, czy ich nie podrażni, nie uczuli...
Podsumowując, micele, to zaraz po tonikach, jedne z prostszych kosmetyków do samodzielnej "produkcji". Niewątpliwą zaletą, jest możliwość indywidualnego doboru potrzebnych naszej skórze składników. Wiemy, co na siebie nakładamy. Ten micel już mi się kończy i bardzo mnie to cieszy, bo w kolejce przytupuje już phenomek;)

Cena: gotowy zestaw 16.90 zł


Mieliście micela "samoróbkę"? Ciekawi mnie także, co sądzicie o kosmetykach Made in Home?

pozdrawiam

piątek, 28 czerwca 2013

Pomarańczowe masło do ciała HomeMade czyli, jak zrobić masło │DIY

Hejka:)

Jak to dobrze, że już piątek, prawda? Wy też z takim utęsknieniem od poniedziałku oczekujecie piątku? Bo ja bardzo hehe
A cóż dzisiaj? Otóż z radością przedstawiam Wam domowej roboty masło do ciała w 100% naturalne oczywiście. Pierwszy mój domowy wyrób kosmetyczny. Właściwie to nie pierwszy, bo kiedyś miałam przygodę z robieniem kremu, ale to już prehistoria i o ile dobrze pamiętam nie wyszedł mi - acz to była robota od zera z woskiem pszczelim nawet...
Tymczasem pierwsze masło Made in Home też nie do końca mi wyszło takie, jak chciałam. Miała to być z założenia pianka, czy też ubita śmietana, którą można trzymać poza lodówką. Jednak zbyt szybko się topi i muszę trzymać w lodówce, przez co konsystencja jest bardziej zbita. 


Dodatkowo, jakieś licho mnie podkusiło, by dodać witaminy w proszku All in one, które niestety nie do końca rozpuściły się w tłuszczach i przy rozsmarowywaniu czuć delikatne tarcie. Mimo tych mankamentów masło kompletnie nie traci na wartości, ani ciut. W całości składa się z naturalnych produktów, bogatych w witaminy i nie tylko.
Do produkcji smarowidła użyłam:


  • 50g masła shea,
  • 50g masła  mango - nie ma na zdjęciu,
  • 50g masła kokosowego - nie ma na zdjęciu

Czwartą część całości stanowią oleje i witaminy:
  • 10g olejku jojoba,
  • 10g olejku migdałowego,
  • 15g olejku arganowego,
  • 9g olejku makadamia,
  • 5g olejku ze słodkich pomarańczy,
  • 1g witamin All in one
     
Dodałam jeszcze pół buteleczki kuchennego olejku migdałowego dla aromatu i być może tym zepsułam konsystencję masła i spowodowałam, że błyskawicznie topi się w temperaturze pokojowej. I tak nie czuć masełka migdałami;)
Wszystko (z wyjątkiem All in one - je dodałam po ostygnięciu) umieściłam razem w ceramicznym pojemniku i delikatnie podgrzewałam w mikrofali. Następnie miksowałam kilka minut, po czym na kilka minut wkładałam do zamrażalki. I tak kilka razy. Robiła się biała, zbita obwódka na misce, którą usuwałam nożykiem i całość znów miksowałam. Na końcu była zastygnięta biało-żółta masa, którą zmiksowałam na konsystencję bitej śmietany. I taka powinna się zachować, jednak jak pisałam, możliwe, że zaburzyłam proporcje olejkiem migdałowym i mi się topi poza lodówką. 200g gotowego produktu umieściłam w opakowaniu po masełku z TBS (bardzo pozytywnie wspominam, acz na wakacjach się skończyło), wygodne i estetyczne, jak znalazł:)
Mimo wszystkich popełnionych błędów, to masło jest rewelacyjne. Dzięki olejkowi pomarańczowemu ślicznie, świeżo pachnie i ma delikatnie żółte zabarwienie. W zetknięciu ze skórą natychmiast zamienia się w olejek.

 
Bardzo łatwo rozsmarowuje się na ciele acz trochę czasu się wchłania, no ale właściwie to same tłuszcze, więc nie ma co się dziwić. Ciało jeszcze długo po aplikacji pachnie pomarańczami. Skóra staje się aksamitna i świetnie nawilżona. Używam codziennie, ale nawet, jak czasem zapomnę skóra nie jest sucha. Na pewno jeszcze kiedyś zrobię to masło, albo podobne. Jednak wolałabym o zapachu mango, ale muszę jeszcze zużyć olejek pomarańczowy - może będę mieszać;)

A Wy robiliście masła Made in Home? A może inne kosmetyki? Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń i doświadczeń:)

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *