Witam ponownie:)
Bardzo lubię widzieć pustkę w pojemnikach po kosmetykach. To jest ten moment, kiedy wiem, że będę mogła sięgnąć po coś nowego, często jeszcze nieznanego, choć są już stali bywalcy mej kosmetyczki:) We wrześniu nawet trochę wykończyłam. Nie powiem, żebym była niezadowolona...
Przechodząc do rzeczy...
- kolor zielony - produkt godny uwagi...
- kolor pomarańczowy - mam mieszane uczucia...
- kolor czerwony - temu produktowi mówię "nie".
- Olejek aromatyczny eukaliptusowy - używałam w okresie przeziębienia. Wlewałam kilka kropel do niepachnącego już wosku YC. Na pewno do olejku wrócę, gdy zajdzie potrzeba.
- Próbki maseł Pat&Rub - niewiele mogę po nich powiedzieć, przyjemnie pachną... Nie wiem czy kupię.
- Pasta do zębów Alverde - zawiera śladowe ilości fluoru, jednak to nie powód dla którego do niej nie wrócę. Nie czułam wystarczającego odświeżenia w jamie ustnej.
- Żel do kąpieli Alterra (miniatura) - nie kupię, ponieważ zapach, jak dla mnie jest sztuczny. Miały być brzoskwinki, a jest coś...
- Płyn micelarny made in home z ZSK - nie powiem dobry produkt. Przede wszystkim dobrze radził sobie z makijażem, zarówno twarzy, jak i oczu. Chętnie do niego wrócę.
- Balsam do ust Lavera - już myślę, by ponownie zakupić:). Więcej znajdziecie w recenzji.
- W opakowaniu po maśle z TBS umieściłam pomarańczowe masełko made in home, którego dokładny opis znajdziecie tutaj. Na pewno już nie zrobię pomarańczowego - to nie moja bajka;)
- Z kolei w tym opakowaniu był kawowy peeling do ust made in home. Niestety zamiast ekstraktu, użyłam zwykłej kawy sypanej i tym zepsułam. Bo podczas stosowania ziarenka dostawały się do buzi, a to nie należało do przyjemności;) W efekcie wykorzystałam na ciało. A wkrótce zrobię nowy już z ekstraktem kawowym, który grzecznie czeka:)
- Próbka kremu Weleda Skin Food, który w efekcie jej użycia zakupiłam w pełnowymiarowym opakowaniu. Recenzja pojawi się na blogu.
- Serum do twarzy A'kin - niestety miałabym go jeszcze na spokojnie ok. miesiąca użytkowania, ale mi się skubaniec wylał i tym sposobem sięgnął dna:( W tym wypadku żałuję. Więcej o produkcie poczytacie tutaj.
- Maseczka peel off Oriflame - nie najgorsza, jednak do niej nie wrócę. Zapraszam do zapoznania się z recenzją.
- Batonik kąpielowy limonka i makadamia - szczerze mówiąc, więcej nie kupię. Zapach słabo wyczuwalny i kiepsko rozpuszcza się w wodzie. Ładnie tylko wygląda taki nowy z opakowania;) Gorętszymi uczuciami darzę kule Organique:)
- Mydło do rąk Yves Rocher - aplikator do bani. Mydło strzelało poza ręce, zapach średni. Nie uwiodło mnie to mydełko. O niebo bardziej zadowolona byłam z mydeł Dove.
- Balsam do stóp Pat&Rub - tak ten produkt jest wart uwagi. Zapach wycelowany w mój gust. Zapraszam, tutaj znajdziecie więcej o kremie.
- Sól kokosowa Lavera - wszystkie sole z Lavery uważam za genialne. I już rozmyślam, by napisać o nich post:)
- Woda toaletowa Hypnose Lancome - jak dla mnie cudowna. Otula mnie kwiatowym aromatem kolorowych kwiatów:)
- W kolejnym pojemniku TBS mieszkał kawowy peeling do ciała made in home. Miałam napisać recenzję, jednak nie wiem czy gdzieś nie posiałam receptury. Jeśli znajdę opiszę, bo był świetny:)
- Kula kąpielowa Organique - nie pamiętam już zapachu, ale wszystkie zakupione są wspaniałe. Lekko natłuszczają nasze ciało, a zapach towarzyszy nam jeszcze długo, długo po kąpieli.
A jak Wasze denka? Część widziałam, acz oczekuję kolejnych:) Znacie się z powyższymi produktami? Lubicie?
Jeszcze kilka godzin aktualna jest ankienta dotycząca zdjęć z tych postów - znajdziecie ją w prawym panelu bocznym:
Będzie mi miło, jeśli zechcecie zagłosować. Dziękuję!
- Dead Sea Spa Magic - maseczka do twarzy - klik
- Żel pod prysznic Lavera - klik
- Balsam do stóp Balm Balm - klik
Będzie mi miło, jeśli zechcecie zagłosować. Dziękuję!
pozdrawiam:)