Pokazywanie postów oznaczonych etykietą off topic. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą off topic. Pokaż wszystkie posty

środa, 19 lipca 2017

Krem Odmładzający Citisime 24h Femi │ Pożegnanie

Witajcie,

Weszłam dziś na bloga i zamarłam - nie ma Disqusa! Nie ma naszych komentarzy! Ale cudem poskromiłam panikę i wezwałam posiłki. Zalogowałam się na Disqusa i... o ulgo są;) Anula dziękuję!
W ogóle widzę, że wszystko się rozjerzdża jakoś na tej platformie i zniknął mi Spis Treści - postaram się to naprawić, jak najszybciej. Czy coś się pozmieniało na blogspocie?
Wracając do tematu posta - tak się składa, że ostatnio więcej siedzę w pielęgnacji, niż w kolorówce. Zatem dziś kilka słów o kolejnym produkcie do pielęgnacji twarzy. Z przyjemnością przedstawiam Wam Krem Odmładzający Citisime 24h Femi...




Producent:
Krem polecany do cery pozbawionej witalności, wymagającej regeneracji i dotlenienia, dojrzałej, z objawami pierwszych zmarszczek, często narażonej na stres oksydacyjny.
Posiada właściwości odmładzające, chroniące kapitał młodości skóry, wzmacniające i ujędrniające skórę, ochraniające przed wolnymi rodnikami, anti age, poprawiające strukturę skóry, regenerujące, stymulujące procesy odnowy.


Skład:
Rosa Damascena Flower Water, Passiflora Incarnata Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Sesamum Indicum Seed Oil, Glycerin, Aqua, Cocos Nucifera Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, D-Panthenol, Glyceryl Stearate Citrate, Dipotassium Glycyrrhizinate, Dipalmitoyl Hydroxyproline, Hydrogenated Lecithin, Brassica Campestris Sterols, Glyceryl Caprylate, Hydrolyzed Halymenia Durvillei Polysaccharide, Empetrum Nigrum Fruit Juice, Allantoin, Tocopherol (Mixed), Olea Europaea Leaf Extract, Squalane, Ubiquinone, Sodium Hyaluronate, Tocopheryl Acetate, Soybean Glycerides, Helianthus Annuus Seed Oil, Butyrospermum Parkii Unsaponifiables, Rosa Damascena Oil, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Canaga Odorata Oil, Tocopherol, Biosaccharide Gum-1, Ascorbyl Palmitate, Glyceryl Oleate, Sodium Levulinate, Sodium Anisate, Parfum, Xantan Gum, Potassium Sorbate, Citric Acid, Sodium Phytate, Citronellol*, Geraniol*, Citral*, Limonene*, Linalool*, Benzyl Benzoate*, Benzyl Salicylate*, Farnesol*, Isoeugenol*
*składnik naturalnych olejków eterycznych


Samej marki Femi już chyba nie muszę Wam przedstawiać:) Pani Hania zaraża pasją, wiedzą i wraz ze swoim zespołem daje nam to co najlepsze. Nie inaczej jest w przypadku Kremu Citisime 24h.
50 ml, jak to czasem nazywam - mazi - otrzymujemy w estetycznym, szklanym słoiczku. Wieko "obsypane" kwiatami, a całość zamknięta w równie przyjemnym kartoniku  na miarę.




Niewątpliwym atutem kremu jest zawartość Wody różanej na pierwszym miejscu w składzie, która szczególnie sprawdza się u wrażliwców. Następnie znajdujemy Olej z męczennicy, masło Shea i wiele innych cudowności, które współgrając, dają potężną dawkę nawilżenia i odżywienia.
Konsystencja kremu jest bardzo konkretna, a co za tym idzie, pozostawia u mnie smugi. Jednak wystarczy po aplikacji, delikatnie wklepać Citisime w skórę - co czynię ze wszystkimi mazidłami Femi - i po sprawie;)
Bogactwo składników nie obciąża produktu. Wchłania  się błyskawicznie, nie pozostawiając tłustego filmu. Pozwala to na stosowanie go zarówno rano, jak i wieczorem - dla mnie to cudowne rozwiązanie, bo do walizki pakuję jeden krem..
Każdemu rytuałowi towarzyszy niezwykle przyjemny i charakterystyczny aromat natury, któremu przewodzi królowa kwiatów. Nie jest to jednak duszący zapach, tak często spotykany w kosmetykach z różą, a lekka bryza, niosąca woń prosto z kwiatowego ogrodu.
Nasz bohater pozostawia uczciwie nawilżone, ujędrnione i wygładzone lico,. Po dłuższym stosowaniu (2x dziennie) twarz zdaje się być aksamitna w dotyku. Ładnie współpracuje z podkładem tworząc spójną całość, bez rolowania się.
Nie umiem określić na jak długo wystarcza, ale dzięki swojej zdecydowanej formule jest długodystansowcem;)  Mówiąc po ludzku, charakteryzuje się świetną wydajnością.


Cena: 190 zł

Znacie kosmetyki Femi? Kto miał Citisime 24h?

***

Dawno nie publikowałam i nie mam pewności, na ile powyższe słowa układają się w logiczną całość;) Między innymi dlatego żegnam się z Wami.
Z całego serca dziękuję za Waszą obecność i zaufanie. Za wiele miłych słów i upominków. Za zawarte znajomości, a nawet przyjeźnie. Za masę doświadczeń, wsparcie i wiedzę, którymi się ze mną dzieliliście. To wszystko zabieram ze sobą:)

Życzę Wam sukcesów w blogowaniu i lekkiego pióra! Jak to się mówi "co złego to nie ja";)

Nie znikam tak całkowicie - znajdziecie mnie także na Instagramie, gdzie od czasu, do czasu będą się pojawiać krótkie recenzje kosmetyków. Serdecznie zapraszam...




pozdrawiam



wtorek, 10 marca 2015

Spotkanie blogerek │ Londyn 2015

Witajcie,

"Nigdy nie rezygnuj z marzeń... To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące... I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu... cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie."
Paulo Coelho

Zapewne już się domyślacie;). Od kiedy zaczęłam pisać kosmetycznego bloga, nieco nauczyłam się poruszać w "Inetrnetach", poznawać ludzi - różnych. Zapragnęłam też weryfikować swoje wyobrażenia o Was w realu. Być może częściowy wpływ na te zapędy ma życie na emigracji. Tak czy owak, kiedy zorientowałam się czym są "spotkania blogerek" pragnęłam na takowe trafić. Hurtem miałabym przed sobą osoby, z którymi wymieniamy myśli on-line. Możliwość spotkania przedstawicieli firm ulubionych, czy znanych bądź nie kosmetyków, tudzież upominki. I nie będę ściemniać, że mnie nie cieszą, bo tak nie jest - z tą różnicą, że mnie radują przede wszystkim te naturalne;).
Tak właśnie zrodziło się moje marzenie. A skoro bardzo trudno zgrać się z odległością i terminami w Pl, postanowiłam zrealizować je  "własnoręcznie" - bo czym jest życie bez spełniania marzeń?

Plany rozpoczęłam dobre pół roku przed terminem spotkania, który upłynął 21 lutego 2015... Jednak nie wszystkie doszły do skutku. Mimo stresu przed spotkaniem, podyktowanego zawalonymi założeniami, udało się - myślę, że śmiało mogę napisać - osiągnąć SUKCES.
Bo nic nie mogło sprawić mi większej radości, jak uśmiech i zadowolenie emanujące z uczestniczek naszego mitingu... Rany powstałe od "niewypałów", zostały zagojone właściwie w 5 minut po rozpoczęciu spotkania. Kameralne grono uczestniczek, w osobach...

Kasi - klik i klik
Ani- klik
Natalii - klik
Zuzanny - klik
Karoliny - klik
Moniki- klik
i mojej;)

pozwoliło nam na bliskość w kontakcie. Wspólnie stworzyłyśmy przyjazną, ciepłą - ale w żadnym razie nie nudną - atmosferę. Tyle chciałyśmy sobie powiedzieć, dowiedzieć się od siebie, wymienić poglądami o tym i owym, ale czas był nieubłagany;). Spotkanie minęło niczym błysk, ale to niezapomniane dla mnie chwile.
Natalia uprzyjemniła nam wspólne spędzanie czasu, szczerą opowieścią o kulisach YouTube z pespektywy swojego kanału - Baby Jane Hudson.
Natomiast Kasia, jako Sponsor, obdarowała nas własnoręcznie produkowanymi mydłami i zapachami. Mydełka wyglądają zachwycająco, a pachną jeszcze piękniej. Zapachy zaskakują trwałością i nietuzinkowością - te cuda znajdziecie na blogu Kate Wo.
Pani Hania z Femi, także poświęciła nam swój czas [połączyłyśmy się na Skype;)] i okazała się nie tyle piękną kobietą, ale posiadającą ogromną wiedzę, wiele ciepła i sympatii, a także serdeczności, którymi nas skutecznie zaraziła - serdecznie dziękuję. Byłam przekonana, że jest Pani wyjątkową osobą, tak jak produkty, które Pani dla nas tworzy. Wiedzieliście, że Woda Różana z Femi, nadaje się do spożywania? - ha, jak tylko wyszperam dobry przepis będę testować:D...

Nasze spotkanie uatrakcyjnili również Sponsorzy, obdarowując upominkami, w tej roli, choć skromnie, wystąpił także mój sklep EcoEuphoria...





I takie cuda wypełniły komodę...




Mamy też cichych bohaterów spotkania - dwóch Łukaszy - którzy dyskretnie na nas zerkali, także przez obiektywy swoich aparatów. W przerwach między gaworzeniem o wspólnych zainteresowaniach, utrwalili nasze wspomnienia - dzięki chłopaki:). Był też mój syn, który naprawdę dzielnie się spisał i zajęty graniem, prawie ani pisnął...

Kończąc już, serdecznie dziękuję dziewczyny za niesamowicie spędzony czas, za Wasz uśmiech, dobre słowo i zaangażowanie. Chętnie będę pielęgnować naszą znajomość. A Sponsorom za pachnące podarunki - będziemy zapewne o Was pamiętać:)...


:-*


A jakie są Wasze marzenia? - pytam o te związane z naszymi blogami;)

pozdrawiam

sobota, 7 marca 2015

Tyle słońca w jednym geście - w sumie w dwóch ♥♥

Witajcie,

Jak Wam mija weekend? Nie będę owijać w bawełnę i rzeknę od razu, że mój dawno tak pięknie się nie rozpoczął:) A to za sprawą dwóch niesamowitych osób, które swoimi byczymi gestami, sprawiły mi nie tylko ogrom radości, ale także wywołały nieco zakłopotania.
Na dziś planowałam inny post, ale się rozkleiłam i popadłam w sentymentalny nastrój:P - każdemu się czasem zdarza, prawda?
Wczoraj listonosz zaskoczył  mnie przesyłką od Klusi z Life like a butterfly - klik... Pokazywałam Wam na Instagramie...



Kiedy Daria dowiedziała się, że jedyne herbaty, jakie lubię pochodzą z polskiej "biedrony" od razu zaoferowała porządaną dostawę:D. Nie spodziewałam się tylu sztuk dobroci, naprawdę wystarczy, by przetrwać do wyczekiwanej wiosny:)... Korzystając z okazji, się zamaskuję i przy aromacie YC delektować się będę nowymi smakami - bo znam tylko herbatę śliwkową...
Niestety słodycz do herbaty już zdążyło pożreć me dziecię, ale owszem i o tym kochana nie zapomniałaś. Dziękuję również za ciepłe słowa - oj, zapewne rozsmakowując się w kolejnych naparach, będę gorąco o Tobie myśleć;)...
Ślę ogromne buziaki :*:*:*


Pełna pozytywnych emocji, sobotni ranek rozpoczęłam penetracją fejsa, a tu znowu dzwonek listonosza i szok na widok wielkiej paki. Agnieszka - klik, jesteś niemożliwa po prostu! Taka niespodzianka, że otwierając przesyłkę i sięgając po kolejne cuda, szerzej rozwierałam otwór gębowy:D. Aż uczucia radości i ciepła zaczęły się przeplatać z zażenowaniem, i nie wiem za bardzo co powiedzieć... Do kubka z automatu przelałam akurat sączoną kawę - no nie mogłam się oprzeć:P...
Z przyjemnością posmakuję tych eco cudów, jak i herbatki od Darii będą jeszcze lepiej smakować :)...
Tyle dobroci i micel z Sylveco - wiesz na co miałam chrapkę - to jest tym bardziej miłe...



Ogromnie dziękuję, również za świąteczny akcent, za ciepło Twych słów i w ogóle:)
:*:*:*


Obie jesteście kochanymi duszami i sprawiłyście, że poczułam się bardzo przyjemnie. Wszystkim życzę tyle szczęścia i radości, każdego dnia:)...


Znacie coś z moich podarków?
Dajcie proszę znać w komentarzach...

pozdrawiam


wtorek, 23 września 2014

Relaksujący Olejek do Kąpieli Pat&Rub │Off topic - deal życia

Witajcie,

Któż nie lubi (jeśli tylko czas pozwala), zanurzyć się w ciepłej, aromatycznej kąpieli z kieliszkiem wina w dłoni? Uwielbiam się tak taplać, co prawda po ten kieliszek, sięgam zdecydowanie rzadziej;). Nie mniej, każdą kąpiel nieco sobie umilam - przyjemnym zapachem, blaskiem świec etc.. Jednym ze specyfików po jakie wtedy sięgam, są różnego rodzaju (czasem i przeznaczenia) olejki. O jednym z nich możecie przeczytać poniżej, czyli tytułowy Relaksujący Olejek do Kąpieli Pat&Rub...



Producent:
Relaksujący Olejek do Kąpieli zapewnia błogie chwile pod prysznicem lub podczas kąpieli w wannie. Zapach duetu trawa cytrynowa i kokos odpręża ciało i zmysły.
Ekologiczny Olejek odświeża, odżywia i nawilża skórę. Tłoczone na zimno oleje z oliwek i słonecznika oraz naturalna witamina E nawilżają i ujędrniają skórę, a także łagodzą podrażnienia. Naturalny olejek z trawy cytrynowej poprawia wygląd skóry: wygładza ją i oczyszcza. Odświeża umysł i sprawia, że skóra przyjemnie pachnie.
Wlej do wanny nakrętkę (około 40 kropli) lub dwie relaksującego olejku do kąpieli. Pod prysznicem - pod koniec kąpieli - rozprowadź niewielką ilość kosmetyku na ciele, lekko spłucz ostatnimi strumieniami. Olejek doskonale nadaje się również do masażu ciała ostrą rękawicą.


Skład:
Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Polyglyceryl-3 Palmitate, Glyceryl Caprylate, Parfum, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, Cymbopogon Citratus Herb Oil, Citral, Linalool.



Swoje 200  ml olejku, zużyłam błyskawicznie. Ale przez czas, w którym stał na wannie w gotowości - zdecydowanie był "ozdobą". Porządna, oszroniona butelka, z nienaganną etykietą (mimo ciągłej styczności z wodą, do końca zachowała wygląd i fason) i barwa olejku, nie bez kozery przyciągały uwagę...

Na zdjęciu, kolor jest nieco intensywniejszy, niż w rzeczywistości...

 
Etykieta nie okala całkowicie flaszki, co daje możliwość podejrzenia, ile jeszcze nam tej przyjemności zostało;). Ogromnie chwalę estetykę i trwałość całości. Za to wielkie brawa dla firmy. Uwielbiam taką dbałość o szczegóły.
Przechodząc do części użytkowej - olejek wlewałam bezpośrednio z butelki i "na oko", w zależności od humoru. Przyjemny, subtelny aromat, podobny do pozostałych kosmetyków z serii (a przynajmniej do balsamu do rąk czy stóp), jednak delikatniejszy. Roznosi się po całej łazience, błyskawicznie wprawiając nas w dobry, leniwy, kąpielowy nastrój;)...

Aromat trawy cytrynowej i kokosa - tego drugiego osobiście prawie nie wyczuwam...


Mieszanka bazująca na oleju słonecznikowym i oliwie z oliwek świetnie pielęgnuje naszą skórę, podczas kąpieli i myślę, że także chwilę po;). Jednak olejek nie jest jakoś specjalnie tłusty, zatem, gdy chcemy osiągnąć porządny rezultat nawilżenia - dozujemy odpowiednio większą jego porcję. I właśnie tutaj w zależności od tego, czy miałam zamiar potraktować się potem masłem czy nie, manipulowałam ilością.
Po kąpieli, ciało otula delikatna woń, a samo jest przyjemne w dotyku, chciałoby się rzec "miękkie, jak aksamit":). Producent  poleca olejek także do masażu, jednak nigdy go tak nie używaliśmy...
Z ciekawostek to powiem Wam, że olejek ów jest niezwykle fotogeniczny, lol - też bym tak chciała - w każdym ujęciu mu do twarzy;).

Jeśli macie chrapkę na ten piękny i praktyczny kosmetyk, pamiętajcie o wielu, częstych promocjach w Pat&Rub. Ten oczywiście też nabyłam w takiej ofercie:), dlatego nie pamiętam już ceny...


Cena regularna: 69 zł


Znacie się z olejkami Pat&Rub?
Jeśli macie ochotę, mogę kiedyś spróbować odtworzyć recepturę,
tak, jak uczyniłam to z peelingiem - tutaj...
Dajcie proszę znać:).



Off topic - deal życia

A teraz coś Wam opowiem...
Zacznę od tego, że nie, wcale nie jestem z siebie dumna. Jednak zdaje mi się, że każdemu z nas zdarzają się różne, dziwne, wpadki czy przypadki  - nie wiem tylko czemu odnoszę wrażenie, że ja to się głównie po to urodziłam, by je kolejno zaliczać;).
Ale do rzeczy. W którymś momencie naszego życia, mąż zamawiał pokrowiec do swojego telefonu. Zbierając oleje do mikstury przeciw wypadaniu włosów, podpięłam się pod zamówienie i na szybko wyszukałam olej lniany. Dodatkowym atutem dołączenia czegoś do zamówienia, była darmowa przesyłka:).
Listonosz dziś mi dostarczył olej - super, błyskawica swoją drogą.
Oglądam, cieszę oczy...
Etykieta krzyczy Raw Linseed Oil. A w składzie widnieje 100% Pure Linseed Oil - i tak brzmiał tytuł kosmetyku na stronie. Wszystko cacy, tylko czemu doczytuję (po angielsku, bo zamawiam w UK), że po kontakcie ze skórą natychmiast zmyć wodą z mydłem? - tego jest więcej, ale to najszybciej skumałam.
Lol, olej z wiesiołka, to Ty? Dziwne - rozpoczął się intensywny proces myślowy i szczegółowe oględziny... Co to za olej lniany, którego nie mogę dodać do mikstury do włosów?! Jest jakiś certyfikat - hm. I jest info Cricket Bats (:P) - wkradł się niepokój. Co olej lniany ma wspólnego z krykietem i jak to możliwe, że dopiero to zauważyłam?

Zaczynając od końca: pośpiech, pewność, że olej lniany to albo do ust, albo na twarz (zanim kupiłam wiele naczytałam się o właściwościach, ale w moich rejonach tematycznych o krykiecie nie było mowy, bo zapewne wzmożyłabym czujność), roztrzepanie, brak doskonałej znajomości języka (dla mnie to często jeszcze obce słowa - zanim zrozumiem, muszę niestety często pomyśleć), okazyjne zamówienie, a nie w sklepie kosmetycznym  i wreszcie oszczędność - na przesyłce.
Dodatkowo, dotychczas -  pojęcia "pure" i "raw" - nierozłącznie kojarzyłam z kosmetykami i jedzeniem... a tu proszę, warto te horyzonta jednak poszerzać...
 
Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy przy pomocy Google doszłam do tego, że nabyłam olej do kijków krykietowych hahaha

A co ma wspólnego z krykietem? - Otóż ma bardzo wiele, ale, że ja sportowa nie jestem, poza stepowaniem (czy zumbą) i zerkaniem na piłkę, zresztą "kątem oka" (tylko mundiale etc.), to nie wiedziałam. Wzmiankę o tym znalazłam po wpisaniu "kije do krykieta" w Wikipedii...

Nie mogłam uwierzyć, serio? No ludzie, tego jeszcze nie grali... Jak można kupić sobie olej lniany, z przeznaczeniem do pałek od gry:P - co nie można? Kolejny raz widzę, że wiele można;)... A zabawę wzmożyła jeszcze Tanika, zadając mi pytania: "Do jakich kijków?, "Żartujesz?" etc... no ale suma summarum przyznała mi laur dealu życia:P - bezcenne.

:)


Wnioski się same nasuwają prawda?
A jeśli jeszcze nie, proponuję powrót do akapitu: "Zaczynając od końca".


pozdrawiam

wtorek, 15 lipca 2014

Co mnie przyciąga do blogów - kosmetycznych │Warto rozmawiać

Witajcie,

Jako, że zdrowieję, myśli zaczynają logiczniej płynąć...:) Dodatkowo, biorę udział w wyzwaniu Uli - tutaj - co prawda w Zakątku Pieguski, ale skłania mnie to ku różnym rozważaniom... Zatem, postanowiłam dziś się z Wami podzielić moimi preferencjami, powodami, wymaganiami, które przyciągają mnie do blogów, jak w tytule, szczególnie kosmetycznych, bo w tym temacie ostatnio poruszam się najwięcej.
Aby wszystko było jasne, to nie jest poradnik, bezradnik, czy co tam jeszcze. Tekst, nie ma także nikogo wynieść pod niebiosa, a tym bardziej zlinczować. Jest wynikiem obserwacji i czysto subiektywnym opisem czynników i odczuć, sprawiających, że na pewne blogi radośnie wracam, a niektóre po prostu omijam... Jeśli jednak weźmiesz z tego coś dla siebie Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli się ze mną nie zgodzisz - czemu nie? Możemy sobie po prostu porozmawiać:)...


grafika ze Stocka, zmodyfikowana przeze mnie

A teraz do rzeczy. Kiedy pierwszy raz ląduję na jakimś blogu - obojętnie, czy z komentarza u mnie, czy szukam odżywki do włosów Alterry w googlach, czy z rekomendacji, czy z Facebooka, czy z Waszego Blogrolla, bądź jakiegoś portalu etc. - przede wszystkim zwracam uwagę na wygląd bloga... Wróć, nie do końca, bo jeśli szukam informacji i jestem tu tylko po to i nie zamierzam wracać (choć bywa różnie) to zazwyczaj przeczytam, chyba, że czcionka mnie próbuje dobić, np taka:




albo to?


Niestety jestem ślepowron, krótkowidz, który i tak marnuje oczy przed monitorem, zatem nie chcę ich już dobijać, więc uciekam i zapominam o istnieniu blogów z udziwnionymi, nieczytelnymi czcionkami lub maczkami. Miło kiedy tekst jest doprowadzony do porządku: wyjustowany, poprawny gramatycznie, ortograficznie i interpunkcyjnie - choć z przecinkami sama często miewam problemy:P.
Następnie, rozglądam się dookoła po "pomieszczeniu", chłonąc ogólną atmosferę, tj. porządek, przejrzystość, kolorystykę (tło nie musi być białe, ale wolę stonowane, kojące), rozmieszczenie elementów, czyli ogólnie rzecz ujmując szablon, wystrój. Lubię, gdy blog posiada jakiś Spis Treści w formie Etykiet - ostatnio nawet przywykłam do chmurek-;). Wtedy łatwiej mi znaleźć konkret, którego akuratnie szukam.
Moją uwagę przyciągają również zdjęcia - o tak, znam kilka blogów, gdzie autorki są wirtuozami, jeśli chodzi o fotki, łaknę tego widoku, cieszę oczy, zazdroszczę zdolności, pomysłów, sprzętu - hah i karmię zmysły:-).
Oto przykłady blogów, na które chętnie zaglądam - gdzie zdjęcia, nadają całości dodatkowego uroku...


Nie znaczy to, że cała reszta urodowej blogosfery [nie posiadających imienia Marta;-)], łącznie ze mną:P ma zdjęcia do bani, czy nie ma równie pięknych - to tylko przykłady, które mi za każdym razem zapierają dech w piersiach:D.
Jednak odpychają mnie posty ze zdjęciami niewyraźnymi, nieostrymi, prześwietlonymi, gdzie nie widzę czy kosmetyk jest w butelce czy w słoiku i nie mogę odczytać marki lub za dużo się na nich dzieje, moje oczy masakrują też zdjęcia na całą szerokość bloga (czyli prawie mój cały ekran:P) - to już oczywiście skrajności, ale bywają.

Pozostając w pozycji przyczajenia, kolejnym istotnym elementem jest oczywiście treść postów. Tym razem zacznę od tego co mnie męczy, czyli: przydługawe teksty naszpikowane opisem ze strony producenta, zbyt techniczne, a przy tym monotonne podejście do tematu - jestem zwykłym konsumentem, więc potrzebuję, "jak pastuch krowie na rowie" - tak po ludzku...
Lubię, kiedy mam podaną kwintesencję, to co mnie interesuje najbardziej. Cenię, gdy mogę zobaczyć skład, poczytać o przygodach autorki z delikwentem, dowiedzieć się skąd ma produkt, zwłaszcza jeśli historia jest niebanalna - i takie się czasem zdarzają. Super, gdy całość podana jest z uśmiechem, ba nawet z humorem - acz tego nie wymagam - toż nie wszyscy jesteśmy mistrzami dowcipu. A żałuję, bo chciałabym tak, jak 


Mam poczucie humoru (chyba:P) i umiem się śmiać - uwierzcie, ale nie potrafię, tak pięknie, jak dziewczyny, przelewać tego na papier/monitor.
Jeśli chodzi o całość bloga fajnie, gdy są wstawki między recenzjami produktów, np. w postaci tagów (sama za nimi średnio przepadam - ale czytać lubię:-P), zakupy, przegląd filmowy czy inne ciekawostki dropsa. Po prostu przerywniki, w umiarkowanej ilości mile widziane:-).


I wreszcie, to co sprytnie (akurat:-P) i celowo, w miarę możliwości omijałam przez cały czas. Najważniejsza i najistotniejsza persona w całej tej zabawie - Autor, który potrafi sprawić, że powyżej wymienione elementy, tracą na znaczeniu, odchodzą na drugi plan i stają się tylko tłem. Chyba nie muszę tego dalej wyjaśniać. Szczery, sympatyczny, inteligentny, dowcipny, naturalnie budujący relacje z Czytelnikami, z dystansem do siebie, wychodzący na przeciw, odwiedzający "domostwa" swoich Czytelników (wszystko w miarę możliwości), chętny do rozmowy, pomocny (taki ideał:-P, ale z całą swoją ludzką niedoskonałością), potrafi ze mną zrobić prawie wszystko - haha - żarcik. Ale w takie relacje po prostu chętnie wchodzę i wtedy nie dość, że z przyjemnością czytam, komentuję, poznaję nowości, to jeszcze się zrelaksuję, pogadulę o starych karabinach, ba nawet się spotkam. Tak już z kilkoma z Was pijałam kawki, a jakże... a będzie więcej, już wiem i nie mogę się doczekać:-).


I już tytułem posumowania...
Z racji preferencji, najbardziej interesują mnie naturalne marki - i te mają zazwyczaj pierwszeństwo. Jednak rządna wiedzy, podążam za wieloma tematami, co daje mi poczucie minimalnej orientacji w ogólnym terenie urodowym. Sprawia, że nie jestem wyalienowana na eco pozycję - w swoim oczywiście jakimś tam mniemaniu, bo znów takim koszernym eco konsumentem nie jestem;-). Chodzi mi o to, że ciekawi mnie nie tylko natura, stąd może Was już nie dziwi, moja obecność na wielorakich blogach...

Nie ma też dla mnie znaczenia fakt, czy blog jest 6 lat w sieci, czy powstał przedwczoraj - a wręcz odczuwam dystans widząc ponad 1000 Obserwatorów. A to dlatego, że często, przez przypadek mogę zostać planktonem... A ja potrzebuję bliskości - jeśli wiecie, co mam na myśli.
Chodzi mi o to, że autorzy poczytniejszych blogów (choć nie tylko), mają poczucie takiego zamknięcia we własnym środowisku, na własnym terenie. Często nawet nie odpowiedzą na pytanie, bo mnie nie zauważą, albo olewają moje pytania, tudzież zaczynają temat - bez zakończenia. Nie pochylą się nawet nad młodym, czy jakimkolwiek blogiem, swojego nowego skądinąd Komentatora. Rozumiem, że ilość komentarzy często Ich przerasta, brakuje czasu (?) by odwiedzić i poznać każdą osobę, która interesuje się tym co piszą, ale to trochę strzał we własne kolano, w moim przekonaniu... Jednak to na szczęście nie jest regułą, daleko nie muszę szukać - Marta zawsze znajduje czas dla swoich Czytelników, czym mnie uwiodła, jako autorkę raczkującej Kosmetycznej Wyspy, podobnie Monika...


edit - musiałam, bo to wręcz faux pas - Ines bardzo pięknie dba o swoich Czytelników...

edit:

Oczywiście powyższe sygnały odbieram instynktownie, przecież nie analizuję każdego bloga pod tymi kątami i decyduję, o tak tu zostaję:P



To chyba wszystkie moje preferencje, wyznaczniki i oczekiwania...
Ciekawa jestem, czy coś pokrywa się z Waszymi? Myślicie podobnie, czy macie
zgoła odmienne zdanie? Sądzicie, że spełniam własne wymogi?

Dajcie, proszę znać w komentarzach...

pozdrawiam

niedziela, 27 kwietnia 2014

Lush - fotorelacja :)

 Witajcie,

Po niejakiej przewie, z radością  wracam do swojego kramu i do Was. Najbliższe tematy będą po znakiem nadrabiania i uzupełniania, acz nie zabraknie świeżości. I tak dziś, startuję z gorącą relacją, którą Wam zaproponowałam wczoraj na Fb Kosmetycznej Wyspy, a Wy chętnie ją przyjęłyście. Przy okazji serdecznie dziękuję za miłe powitanie :D
Przypadkowo, właściwie zaraz po powrocie z Pl, miałam świetną okazję odwiedzić Lusha w pobliskiej miejscowości. Dla mnie to gratka, zważywszy, że w moim mieście brak stacjonarnego butiku z ręcznie robionymi i wspaniale wyglądającymi (choć nie tylko) produktami. Sami zobaczcie, że ma się ochotę skubnąć co nieco;) 

Zdjęcia nie powalają jakością, acz to był totalny spontan :D


Na początek fragment wystawy...



Pyszne sery i torty, za którymi kryją się wspaniale pachnące mydła...











 
Czołowe miejsce sklepu zajmują wszelkiego rodzaju frykasy kąpielowe, także ni to mydła, ni play doo - dla dzieciaków, następnie kule, serca i jak przystało na czas około Wielkanocny złote jaja!












Obok Angel on Bare Skin znalazłam Dark Angels do cery tłustej i inne zielone mazidło...







Przy foceniu kolorówki zawzięcie pomagał mi syn...




W ofercie Lush znajdziemy też świetne peelingi i balsamy do ust...




A także peelingi, balsamy i pudry do ciała...




I moje ukochane, świeże maseczki - każdy znajdzie odpowiednią do swojej cery...






I różanym akcentem, w postaci cudnej kuli kąpielowej, kończę krótką fotorelację...




Znacie Lush?
Domyślam się, że nie wszystkie osoby mieszkające w Pl, miały okazję go odwiedzić, acz jeśli tylko nadarzy Wam się ku temu sposobność, gorąco zachęcam :D


Ps. W ostatnich dniach pobytu w Pl nadałam przesyłki z rozdania. Mam już info, że do niektórych z Was dotarły np. do Bognyprogram... Dajcie kochane znać, czy otrzymałyście nagrody... Wybaczcie, że tak długo trwała cała operacja, ale faktycznie sporo się działo podczas mojego pobytu w Polsce, o czym jeszcze będzie mieli okazję poczytać...


pozdrawiam


niedziela, 12 stycznia 2014

Beauty Expert - off topic

Witajcie,




Być może, niektórzy z Was kojarzą powyższe zdjęcie. Być może nie. Aczkolwiek, uznałam, że warto wspomnieć o [i tu mam kłopot z nazwą;)], ale powiedzmy sobie: o akcji, jaką na swoim nowym blogu, zainicjowała Ines. Na  Ines Beauty, znajdziecie zakładkę Beauty Expert. Klikając bezpośrednio w nią , traficie na Regulamin. Natomiast rozwijając zakładkę - na Recenzje Beauty Expertek. Oczywiście moim celem, nie jest przekazanie Wam zasad udziału, choć siłą rzeczy, coś z nich wpadnie do notki;). Teraz być może myślicie: "a co"? No właśnie, dlaczego postanowiłam napisać osobnego posta w temacie?
Otóż, pierwsza rzecz, która mnie pociąga, to NOWOŚĆ - zdecydowanie pomysł jest innowacyjny, przynajmniej dotychczas, z taką formą, nie spotkałam się na żadnym prywatnym blogu urodowym. Możliwe, że po prostu jeszcze na takowe nie trafiłam, zatem, jeśli znacie, napiszcie proszę. Wracając do tematu, Recenzentka może umieścić tekst, na dowolny temat, co odczytuję, iż nie musimy się poruszać wyłącznie w tematyce urodowej:) - jest szansa na pojawienie się instrukcji obsługi różowej wkrętarki, albo dobrego ciasta;) Być może, "gryzie się to nieco" z tytułem Beauty Expert, ale czy tak bardzo?  Wszak, piękna i zadbana kobieta, może umieć wkręcić śrubkę, czy rozmawiając przy kawie o najlepszym na świecie tuszu do rzęs, poczęstować własnym deserem...:D
Co nam to daje? Wedle mnie, jest to świetna forma wzajemnej promocji: Ty umieszczasz baner na swoim blogu, z linkiem do recenzji Beauty Expertek, Ines - linkuje Twojego bloga w autorskim tekście. Zdaje się, że każdemu z nas zależy, by jak największa liczba osób do nas dotarła, zobaczyła, co mamy do powiedzenia...[...]... szanse się zwiększają, bo Ines ma sporą rzeszę czytelników:) Jednocześnie, dzięki nam, może ją zwiększyć... rozszerzając znów nasze ku temu okazje... itd..
Zdaję sobie sprawę, że sporo z nas, nie raz, odnotowuje "deficyt czasowy", jednak Ines nie zastrzega wyłączności tekstu, co nie oznacza (dla mnie), że mamy wrzucać, każdą swoją notkę;) - ale możemy się nią czasem posłużyć.
Dodatkowo, można zdobyć "nagrodę rzeczową", za najczęściej komentowany artykuł... możliwości są... kto nie lubi nagród?
Nie przedłużając, kupuję ten pomysł (właściwie, już ukułam  na Beauty Expert, swoją serię, pt. "W zgodzie z naturą") jeśli macie ochotę i Wam polecam wysyłanie swoich tekstów do Ines. Układ jest świetny - każdy wygrywa:)

Aż się ciśnie, by przytoczyć zdanie: "Recenzja nie jest sponsorowana";) A poważnie, Ines w najmniejszym stopniu, nie namawiała mnie do tej notki, czy czegokolwiek. No może trochę przyczyniły się do tego Jej długie rzęsy...;) Wychodzę po prostu z założenia, że o dobrym, także warto dużo i głośno mówić, czy pisać...

pozdrawiam

piątek, 3 stycznia 2014

Odżywka do włosów Korres - Korres hair mask with Shea Butter

Witajcie,

Pierwszy raz w Nowym Roku:) Miło tak zaczynać, z nadzieją, że będzie dobrze, lepiej, albo jeszcze lepiej...
Na początek przedstawiam Wam odżywczo - nawilżającą maskę do włosów z masłem shea i witaminami firmy Korres (Hair mask with Shea Butter & Vitamins nourishing &  hydrating, for all hair types) - fiu co za nazwa;).
W wielkim skrócie - marka Korres powstała ok. 1992 roku w Grecji, a jej twórcą jest George Korres. Filozofia marki brzmi - ". Czynić nas szczęśliwymi" za pomocą ziół i naturalnych/organicznych składników wysokiej jakości...

źródło: http://ir.korres.com/korres/app/cms





Producent:
Bogata w witaminy maska do włosów, która odżywia i chroni włosy (zwłaszcza suche i zniszczone) i skórę głowy. Nadaje połysk włosom. Prowitamina B5 łatwo wnika w łodygę włosa, zapewniając długotrwałe nawilżenie. Zawiera zmiękczające masło shea oraz kompleks witamin A, E, F, H, B3, B8 - poprawia oddychanie komórek i nawilża skórę głowy, wzmacniając cebulki włosów, wzmacnia i chroni włosy.


Skład:
Aqua, Glycerin, Cetyl Alkohol, HydrogenatedbMirystyl Olive Oil Esters, Limnanthes Alba Seed Oil, Stearalkonium  Chloride, Stearyl Alcohol, Polyguartanium-37, Behentrimonium Chloride, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Cetearyl Alcohol, Jojoba Esters, Lactic Acid, Benzoid Acid, Benzyl Salicylate, Butylene Glycol, Butylphenyl, Methylopropional, Cocodimonim Hydroxypropyl Silk Amino Acide, Cocodimonim Methosulfate, Decyl Glucoside, Dehydroacetic Acid, Ethylhexylgliceryn, Glycine Soja Oil, Glycine Soja Sterols, Glycolipids, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Extract, Hexyl Cinnamal, Hydrolyzed Wheat Protein, Limonene, Linum Usitatissimum Seed Extract, Panthenol, Parfum, Phenoxyethanol, Phospholipids, Phytantriol, Polyaminopropyl Biguanide, Potassium Sorbate, Quaternium-82, Silk Amino Acid, Sodium Banzoate, Sodium Chloride,, Sodium Cocoamphoacetate, Yeast Ectract (Faex)

przepisywałam z opakowania, oczy mi padły;)  czemu oni takim maczkiem umieszczają inci?


Zacznę od elementu, który mnie bezpardonowo uwiódł w powyższej odżywce. Mianowicie zapach -  albo się go pokocha, albo znienawidzi. Kojarzy mi się z Pewexem - zapewne, niektóre z Was pamiętają te nietypowe czasy;) - dla młodszego pokolenia - klik. Ten ekskluzywny, w moim mniemaniu, aromat, całkowicie mnie wciągnął i zaintrygował. Przez niego, kilkakrotnie otwierałam maskę i drapieżnie chłonęłam uwalniającą się wykwintną woń. Genialny, upajający bukiet, sprawił, że po odżywkę sięgałam z radością. Dodając do tego działanie, choć już nie tak spektakularne, jak zapach, stosowanie mazidła, należało do przyjemnych doświadczeń. Producent zaleca nałożenie maski, (po umyciu włosów) na 3-5 minut, a następnie dokładne spłukanie. Co mi sugeruje, że to jednak odżywka, a nie maska, ale skoro, to może stosować do 30 minut, jak prawdziwe maski? - nie praktykowałam, acz polecam. Swoją używałam podług zalecenia i efekt był zadowalający. Włosy po spłukaniu specyfiku, zostawały zmiękczone i nawilżone - ma to szczególne znaczenie, przy użyciu naturalnych szamponów... Łatwiej się rozczesywały, jednak nie pamiętam, by odzyskiwały połysk. Aplikacja za pomocą pompki, nie zawsze należała do najłatwiejszych (zwłaszcza gdy ręce mokre i już utetłane maską), ale się da. Całe 150 ml produktu podane mamy w plastikowym, smukłym pojemniku. Etykieta trwała i czytelna, na której znajdziemy wszelkie niezbędne informacje. Sam produkt to gęstawa, biała emulsja, która podczas nakładania nie przecieka przez palce i ładnie rozprowadza się na włosach.
Polubiłam efekt po i w połączeniu z powalającym mnie aromatem, z chęcią wrócę do odżywki. Naprawdę kosmetyk wart uwagi, spróbowania, zaznajomienia, choć zapewne nie wszystkim przypadnie do gustu...
Dostępność odżywki może nastręczać niejakie problemy. Nie spotkałam jej na polskich stronach internetowych. W UK widzę na eBayu i jeszcze gdzieś mi mignęła, jednak na stronie Korres została wycofana.

Cena promocyjna: ok. £4/ 20 zł - w przeliczeniu, bo niestety w Pl jej nie znalazłam...

Znacie produkty Korres? A może inne naturalne i skuteczne odżywki? - Alterrę znam i lubię:)


Pytanie:
Mam do was jeszcze jedno pytanie. Czy bylibyście zainteresowani przybliżeniem konkretnych marek na Kosmetycznej Wyspie? Mam na myśli tworzenie postów,  opisujących naturalne firmy (jeden post - jedna firma), wraz z moją subiektywną opinią o nich... Wiem, że wiele informacji jest dostępnych w sieci, ale szukanie, a czasem i tłumaczenie zabiera sporo czasu, tutaj zebrałabym to w tzw. pigułkę...
Jeśli z jakichś względów, nie chcecie się szerzej wypowiedzieć, czy w ogóle wypowiedzieć w komentarzu, zapraszam do ankiety zamieszczonej w prawym panelu bloga... i z góry serdecznie dziękuję za wszelkie opinie w temacie.

pozdrawiam


dostępne także na: Przepis na Kobietę

wtorek, 31 grudnia 2013

Małe podsumowanie...

Witajcie,

No nie mogę... enty raz rozpoczynam tego posta i za nic mi nie wychodzi - a przynajmniej nie tak, jakbym chciała;) Też tak czasem macie?
Miałam wpleść piękne podziękowanie, w zgrabnie dobrane słowa, a tu nic. Zatem podziękuję najzwyczajniej moim Czytelnikom. Z całego serducha dziękuję, że przeżyliście ze mną ten niespełna rok, bo przygodę z Kosmetyczną Wyspą, rozpoczęłam pod koniec marca. A rozpoczęłam, dość nieoczekiwanie dla samej siebie... Nie zmienia to faktu, że od tego czasu staram się dzielić z Wami swoimi spostrzeżeniami o produktach, które jakże kochamy, a wyczytywać to co Was kręci i fascynuje lub odwrotnie;)
Stało się też coś, co zaskoczyło  mnie samą. Spadło niespodziewanie, omotało i na razie zostało... Otóż, zmieniłam pielęgnację na naturalną, rozpoczęłam własną, mini produkcję kosmetyków, i wiecie co? Jest mi z tym dobrze:) Ale nic z tego, by nie wyszło, gdyby nie Wasza obecność, Wasze słowa, uwagi, blogi, notki, akcje etc.. Cieszę się zatem bardzo, że Was mam, jeszcze nie znudziłam i nie zamęczyłam;) Miniony czas, przyniósł także nową wiedzę o blogosferze, relacjach on-line i tym podobnych doświadczeniach...
I jak zapewne wielu z Was, znalazłam swoich ulubieńców, wśród produktów kosmetycznych. Tych kilka mazideł, zostało moimi pewniakami w 2013 roku i w większości, na stałe zagościło w mojej kosmetyczce...




Niestety, z racji dostępności, nie wszystkie powyższe produkty mam pod ręką, choćby kule Organique, które niedawno obdarzyłam miłością... za to tym bardziej są dla mnie cenne:)

A co Was w tym roku porwało w temacie? Jestem ciekawa, czy znacie coś z tych kosmetyków? Czy któryś z nich, podobnie został Waszym ulubieńcem?

Jako, że lada moment powitamy 2014 rok, życzę Wam szampańskiej, radosnej i dobrej zabawy! A w Nowym Roku samych sukcesów, spełnionych marzeń, nowych wyzwań i drogi wypełnionej cudownymi, przyjaznymi ludźmi:)

pozdrawiam

wtorek, 24 grudnia 2013

Magia Świąt

Witajcie:)

Właśnie opuściłam kuchenny front i dziecię wyczekujące Gwiazdora:) Czujecie już magię Świąt? Ja lubię ten czas, kiedy staramy się być jeszcze lepsi, wyrozumialsi i radośniejsi. Kiedy mogę, z listem do Gwiazdora, przemierzać miasto, polując na wymarzone upominki... Kiedy w kuchni, kolejny rok z rzędu, smażę rybę i wyszukuję nowej, innej potrawy... Kiedy kombinuję, jak rozjaśnić nasze gniazdo i ocieplić klimat, z nadzieją, że coś z tego pozostanie nam na dłużej:) Może to trywialne, ale w tym czasie, milion razy wysłuchuję "Last Christmas", przygotowuję muzyczną listę, która towarzyszy nam przez święta... chłonę ten nastrój... krzątaninę... oczekiwanie... tajemniczość... 
Gdy byłam dzieckiem, czasem do Wigilii zasiadaliśmy, jak wypatrzyłam pierwszą gwiazdę. Gapiłam się przez okno i jak się pojawiła, mówiłam do mamy, że już... Teraz mówię synowi, by zobaczył, czy gwiazdka świeci;) Szkoda mi tylko, że nas tak mało, że daleko... może następnym razem się uda:)
Tymczasem chciałabym, by uśmiech nie schodził z Waszych twarzy, byście otoczeni rodziną i przyjaciółmi, w ciepłej atmosferze, radośnie przeżyli Święta. By nikt, w tym czasie, nie czuł samotności. By wszelkie bieżące sprawy i nowe wyzwania, były dla Was przyjemnymi doświadczeniami. Byście wysyłali i przyciągali wszelkie pozytywy, takich ludzi i miłość:) I cudnie by było, gdyby udało nam się zachować to wszystko na zawsze... Ale może wystarczy wierzyć? A właśnie, wierzycie w Mikołaja?

Zostawiam Wam kawałek "So This Is Christmas " w wykonaniu Robbiego Williamsa i ulatniam się na chwilę:)



piątek, 13 grudnia 2013

Przeciwzmarszczkowy krem do twarzy │Lavera ♥ │+ upominek - kartka świąteczna

Witajcie,


Pierwsze  skrzypce dzisiejszej notki należą do produktu Lavery. Mianowicie, tytułowego kremu przeciwzmarszczkowego z serii Faces My Age. Ów krem, dedykowany jest na dzień i faktycznie, stosuję go, przy porannej pielęgnacji twarzy. Czy jest wart uwagi i czy zawarliśmy głębszą znajomość? Odpowiedzi znajdziecie poniżej, zatem zapraszam.





Producent:
Krem na dzień o działaniu silnie przeciwzmarszczkowym, wygładza i uelastycznia skórę. Olej karanja dba o odpowiednią pielęgnację i uczucie komfortu po aplikacji, zaś wyciąg z białej herbaty zapewnia naturalną ochronę przed promieniowaniem UV i zapobiega powstawaniu plam i fotostarzeniu się skóry. Mimo wielu pielęgnacyjnych składników krem na lekką konsystencję i nadaje się pod makijaż.


Skład:
Water (Aqua), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Alcohol*, Glycerin, Squalane, Pongamia Glabra Seed Oil, Sodium Lactate, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Rhus Verniciflua Peel Wax, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Camellia Sinensis Leaf Extract***, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Ubiquinone, Sodium Hyaluronate, Chondrus Crispus (Carrageenan) Extract, Cichorium Intybus (Chicory) Root Extract, Maltose, Algae, Magnesium Gluconate, Arctostaphylos Uva Ursi Leaf Extract, Maltodextr, Silica, Lecithin, Lysolecithin, Hydrogenated Lecithin, Hydrogenated Palm Glycerides, Brassica Campestris (Rapeseed) Sterols, Xanthan Gum, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Fragrance (Parfum)**, Limonene**, Linalool**, Benzyl Salicylate**, Citronellol**, Geraniol**, Citral**

* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** naturalne olejki eteryczne
*** składniki z certyfikatem Fair Trade (Sprawiedliwy Handel)


W zgrabnym, poręcznym opakowaniu, otrzymujemy 30 ml produktu. Całość jest lekka, bo pojemnik plastikowy i ładnie zapakowany w kartonik na miarę. Od  razu zwróciłam uwagę na praktyczną i higieniczną pompkę (wielki plus) i zarówno czytelną, trwałą, jak i przyjazną oku szatę graficzną. Czyli wszystkie istotne elementy wyglądu i użyteczności, tak jak lubię:)
Krem sam w sobie ma z lekka żółtawe zabarwienie, (co zauważyłam, często charakteryzuje naturalne kosmetyki) przyjemny zapach i wypośrodkowaną konsystencję. Zapomniałam "cyknąć" zdjęcie samego kremu, zatem uwierzcie proszę na słowo;)
Każdego ranka, po przetarciu twarzy tonikiem, aplikuję 1-1,5 pompki na twarz, szyję i dekolt. Bogaty skład, nie obciąża drastycznie produktu, a wręcz przeciwnie, formuła jest lekka i przyjemna. Nic się po twarzy nie maże i szybko się wchłania. Spokojnie mogę potwierdzić słowa producenta, że nadaje się pod makijaż, wyjątek stanowi BBB Pat&Rub - klik. Po nałożeniu odczuwam delikatne ściąganie, które jest dla mnie sygnałem działania produktu. Jeśli natomiast miałabym ocenić niwelowanie zmarszczek, powiem szczerze, że w cuda nie wierzę;) I nie sądzę, że istnieją kremy działające tak magicznie. Jednak wygładza delikatne bruzdy, napina skórę i na pewno trochę ją nawilża. Przy tym jest bardzo wydajny. Jestem przekonana, że jeszcze do siebie wrócimy, choć na razie, mam na oku kilka innych kremów do przetestowania. Tak czy owak, produkt wart zatrzymania się i przetestowania...

Cena: nabyłam w zestawie z chłodzącym rollem do oczu za ok £20/ ok. 65zł sam krem

Miałyście okazję poznać ów krem, albo inne produkty pielęgnujące twarz Lavery? Dajcie znać proszę...


Mam jeszcze dla Was drobny upominek:) Jesteśmy w okresie przedświątecznym i wielu z nas, powoli przygotowuje się do Świąt, jak i przesyła życzenia "najlepszego" bliskim, przyjaciołom czy znajomym. W związku z tym, przygotowałam na tę okazję kartkę, w dwóch wersjach językowych (polskiej i angielskiej), a także bez życzeń - można ręcznie lub komputerowo napisać własne słowa. Jeśli akurat, kartka przypadła Wam do gustu, a jeszcze nie rozesłaliście życzeń, zapraszam do ściągania. Dla tradycjonalistów, także nie ma problemu, gdyż pliki przygotowałam w stosownej rozdzielczości, umożliwiającej wydrukowanie kartki i przesłanie zwykłą pocztą:)
Wewnątrz znajdziecie 5jpg, 15x10 cm, 300dpi.





pozdrawiam i życzę udanego weekendu:)

poniedziałek, 14 października 2013

Off topic: Czy i gdzie jest EDTA? - Michael Todd

Cześć,

Niedawno, za sprawą pewnej, sympatycznej Wizażanki - Agaty, miałam okazję poznać nową, naturalną firmę Michael Todd True Organic. Z nieukrywaną ekscytacją prześledziłam stronę firmy - klik. Oczarowana założeniami, sklepem, składami MTTO, postanowiłam skorzystać z oferty i nabyć co nieco z asortymentu marki. Przesyłkę z USA, otrzymałam bardzo szybko. Uradowana wypakowałam nowe skarby. Cieszyłam oczy opakowaniami, dotykałam, oglądałam, czytałam... I nagle doznałam szoku, bo w składzie dwóch produktów: toniku - Cranberry Antiox Lotion - Hydrating Anti-Aging i maseczki - Pearl and Silk facial mask, znalazłam Tetrasodium EDTA. Składnik pochodzenia chemicznego, który w ogóle nie powinien znajdować się w produktach naturalnych. O samym EDTA,  więcej informacji znajdziecie tutaj.
Zwróciłam się do MTTO z prośbą o wyjaśnienie, jak to się stało, że na opakowaniu widnieje taki składnik, a na stronie, przy danych produktach, nie ma o nim wzmianki.





W odpowiedzi dowiedziałam się, że tego składnika w moich produktach nie ma, stronę firma aktualizuje najszybciej, jak to możliwe, dlatego tam też nie ma. To dlaczego widnieje na etykiecie moich produktów? Nie otrzymałam żadnej ulotki informującej, czy naklejki z nowym składem, czy też informacji na stronie, bym była spokojna, bo firma nie zdążyła wymienić opakowań, ale produkt jest wolny od chemii... Na sugestię, że przecież mogłam zapytać o składy, przed dokonaniem zakupów, zareagowałam nie małym zdziwieniem, no bo w końcu, gdzie kupuję i co? W życiu bym nie wpadła na tak radosny pomysł, by w sklepie z taką filozofią i zielonymi składami dopytywać, czy aby na pewno nie ma tam chemii... Z resztą niech nawet będzie cała tablica Mendelejewa, ale mam prawo o tym wiedzieć, albo, że była i firma jeszcze nie zastąpiła starych etykiet nowymi z adekwatnym składem. Koniec końców otrzymałam kupon rabatowy i kilkukrotne przeprosiny oraz zapewnienie, że produkty są wolne od Tetrasodium EDTA...

Jakie mam podstawy, by temu wierzyć?
Nadal na stronie nie zawisła informacja korygująca, chyba, że MTTO wreszcie zmienił opakowania... Mówiąc szczerze mam mieszane uczucia, bo mimo, że mnie uwiedli, takim postępowaniem nadwyrężyli moje zaufanie.
Czy ktoś z Was zna Michela Todda? Możecie powiedzieć mi, że spokojnie mogę im zawierzyć? Myślicie, że taka polityka firmy jest w porządku?

Podobna sytuacja spotkała wymienioną we wstępie Agatę - klik.

dostępne także na: Przepis na Kobietę

czwartek, 26 września 2013

Off topic - 50 faktów o mnie

Witajcie:)

Na wielu Waszych blogach spotkałam się z 50 faktami o sobie. Spodobało mi się, bo jakoś fajnie dowiedzieć się czegoś więcej, o osobie, którą czytam, czy podczytuję. Pomyślałam, że i ja przedstawię kilkadziesiąt faktów o mnie i z mojego życia. Chciałabym, byście mnie bliżej poznali, choć pewnie dalekie to jest od spotkania "face to face"... Jeśli macie czas i ochotę to zapraszam. Startujemy:
  1. W podstawówce myślałam, by zostać stewardessą, ale brak iskry bożej w kwestii  językowej zniweczył moje plany, bo jako dziecko z lataniem nie miałam problemów.
  2. Za to, jako dziecko byłam uczulona na: osy, bąki i pszczoły, a kiedy mnie któreś ukąsiło, lądowałam na pogotowiu lub w szpitalu.
  3. Wiem, że w życiu nie ma miejsca na sentymenty, ale bywam sentymentalna.
  4. Lubię biedro nki i chyba do końca życia będę darzyła sentymentem:)
  5. W liceum się nie uczyłam, a nigdy nie byłam na tyle zdolna, by bez nauki mieć same piątki, więc miałam nie lada kłopoty. Praktyczną naukę rozpoczęłam na studiach;)
  6. W wieku licealnym byłam idealistką. Wierzyłam, że zmienię świat. Jak się okazało, musiałam się dostosować, by "przeżyć".
  7. Mam swoje ulubione liczby, których używam w różnych sytuacjach.
  8. Pakując w sklepie zakupy, segreguję je rodzajami, np. drogeria - jedna torba, mrożonki - kolejna etc.. Nie chcielibyście stać za mną w kolejce do marketowej kasy;)
  9. Zawsze lubię mieć kolejną rzecz w zapasie. Kiedy używamy pasty, następna musi stać w szafce. Płyn do naczyń w użyciu, nowy czeka na swoją kolej...
  10. Potrafię wybaczyć, ale nie zapominam.
  11. Ponoć, mam śmiech, jak kojot - nie wiem, bo kojota nawet na oczy nie widziałam. Ale faktem jest, że kiedy się śmieję, wszyscy dookoła rechoczą;)
  12. Jestem okropnym leniwcem, ale jak ruszę, to pracuję, jak najęta.
  13. Kiedy pierwszy raz oglądałam "Zieloną milę", ryczałam, jak bóbr. Gdyby nie fakt, że się wstydziłam kolegów, z którymi oglądaliśmy, bym wyła.
  14. Mam wyczucie rytmu i lubię tańczyć.
  15. Na ostatnich wczasach zdobyłam II miejsce w karaoke, choć uwierzcie, "słoń mi nadepnął na ucho";)
  16. Umiem i lubię gotować, jednak malutka kuchnia skutecznie mnie do tego zniechęca.
  17. Około 6 lat temu poznałam digital scrapbooking. Na początku tylko robiłam scrapy. Z czasem zaczęłam projektować. A teraz mam sklep internetowy w tym temacie.
  18. Żyję w niejakiej sprzeczności. Pokochałam naturalne kosmetyki i od kilku miesięcy używam z powodzeniem, ale palę:(. Mam pełną świadomość popełnianego błędu, jednak brakuje mi siły, by to rzucić w diabły - na razie przynajmniej.
  19. Jak byłam w ciąży, nie mogłam patrzeć na papierosy i mięso. Sam zapach przyprawiał mnie o mdłości. Jedyne co mi wchodziło to: kakao, ciemne pieczywo, pomidory i ogórki świeże.
  20. Kiedy nasze dziecię zrobiło drugą kupę, mąż rozłożył komputer na części pierwsze, bo poczuliśmy zapach spalenizny i myśleliśmy, że sprzęt poszedł;) Zorientowaliśmy się, kiedy dotarliśmy do źródła, z czasem intensywniejszego "smrodku"...
  21. Często rozbawiam mojego synka, bo uwielbiam, jak się w głos śmieje.
  22. Na porządku dziennym (w sumie wieczornym) jest tulenie, gniecenie i całowanie, (przeplatane rozmowami) mojego syna. Niedawno mi powiedział, że jestem "całuskowy potwór";)
  23. Lubię porządek, ale nie przepadam za sprzątaniem.
  24. Mam alergię na trawy, chwasty  i grzyby pleśniowe. Mąż na trawy i sierść kota, a syn na roztocza.
  25. Jestem kawoszem - najbardziej lubię latte, kawę mrożoną i rozpuszczalną z mlekiem.
  26. Nie lubię zwykłej herbaty, bo teina mi szkodzi - jest mi po niej niedobrze. Moją jedyną ukochaną, jest herbata rooibos z miodem i wanilią z Biedronki. Jak jestem w Pl, robię jej spory zapas.
  27. Nie słodzę kawy i herbaty.
  28. Gdybym tylko mogła, codziennie jadłabym pizzę, ale tylko z Pappa Jonh's.
  29. Mam dwa zawody wyuczone - technik ochrony środowiska i socjolog, w trzecim pracuję - designerka scrapbookingowa;)
  30. Wolę "żywą" książkę niż e-booka.
  31. Dzięki mężowi, jestem na bieżąco z nowinkami technicznymi i względnie się wśród nich poruszam.
  32. Nigdy nie złamałam sobie żadnej kości, raz tylko zwichnęłam palec.
  33. Nie przepadam za uprawianiem sportów, ale połączenie tańca z ćwiczeniami, typu Zumba, jest fantastyczne.
  34. Kilka razy udało mi się coś wygrać. Największą zdobyczą była pralka Indesit za najlepsze hasło reklamowe płynu Lenor.
  35. Miałam w swoim życiu przyjemność, zamienić kilka zdań z: Januszem Rewińskim, Krzysztofem Tyńcem i Kazikiem Staszewskim (Kult) - z Kazikiem to największe przeżycie:).
  36. Mam bzika na punkcie zakupów kosmetycznych, ale o tym wiecie:)
  37. Jestem fanką promocji i rabatów, pomijając te, gdzie jest napis Promocja, a  cena taka, jak zawsze.
  38. Preferuję skórzane obuwie (być może to wynik problemów ze stopami) i torebki.
  39. Często do siebie gadam i to nie tylko za kierownicą. Śmiać mi się chce, kiedy coś chlapnę, a przechodzień z naprzeciwka rzuca mi pełne konsternacji spojrzenie...
  40. Bywam wredna i złośliwa.
  41. Jestem choleryczką i szybko się denerwuję.
  42. Mam swoje zdanie i potrafię je bronić.
  43. Jak mi się coś nie podoba, to o tym mówię, choć częściej, niż kiedyś stosuję zasadę z powiedzenia: "Milczenie jest złotem".
  44. Wolę srebro niż złoto;) Ze złota, noszę tylko pierścionek zaręczynowy i obrączkę, ale wcale by mi nie wadziło, gdyby były srebrne;)
  45. Uważam, że jak się  chce, wiele można w życiu naprawić.
  46. Nie rozumiem i nie trawię hipokryzji i obłudy.
  47. Nie lubię latać - u góry mam poczucie zatrzymania czasu, a po locie boli mnie głowa.
  48. W krótkich fryzurach nie jest mi do twarzy, dlatego hoduję włosy długie, choć i tak najczęściej upinam do góry.
  49. Nie noszę długich paznokci, bo przeszkadzają mi w codziennych czynnościach.
  50. Mimo wszystko, lubię swoje stopy:)

Uff, mam nadzieję, że przebrnęliście i po tych faktach, mnie hurtowo nie opuścicie;)
Pozdrawiam.

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *